Festiwal w Gdyni: Manifest wolności

To był świetny festiwal, pokazujący, że polscy filmowcy wszystkich pokoleń potrafią mówić o najważniejszych problemach współczesności.

Aktualizacja: 23.09.2018 15:17 Publikacja: 23.09.2018 15:11

Festiwal w Gdyni: Manifest wolności

Foto: PAP/ Adam Warżawa

Polskie kino jest dojrzałe i różnorodne. Wrażliwe, ale potrafi ostro spojrzeć na rzeczywistość. Wpisuje się w światowe nurty, zachowując jednocześnie narodowy charakter.

Zwycięska „Zimna wojna” zrobiła furorę na festiwalu w Cannes, skąd Paweł Pawlikowski wyjechał z nagrodą za reżyserię, ma znakomite recenzje na całym świecie. Bardzo osobista, osadzona na przełomie lat 50. i 60. XX wieku historia miłości niemożliwej w tle kryje opowieść o trudnej polskiej historii, ale też współczesną refleksję na temat polityki wdzierającej się w życie zwyczajnych ludzi i goryczy emigranckiego losu.

Podróże w przeszłość

Coraz częściej właśnie w przeszłości filmowcy szukają wytłumaczenia tego, co dzieje się dziś. Tak w naszym niespokojnym świecie postępują ostatnio artyści tej miary co Alfonso Cuaron, Mike Leigh, Yorgos Lanthimos, bracia Coen czy Jacques Audiard. Zwrot ku mniej lub bardziej odległej historii czuje się również w kinie polskim także wtedy, gdy artyści robią filmy bardzo osobiste.

Do prywatnych, rodzinnych dziejów obok Pawła Pawlikowskiego wrócił Jan Jakub Kolski w „Ułaskawieniu” (nagroda za scenariusz i kreację Grażyny Błęckiej-Kolskiej) opowiadając historię swoich dziadków, którzy tuż po wojnie chcieli godnie pochować syna – żołnierza wyklętego. Z trumną umieszczoną na furze przejechali kilkaset kilometrów przez podzielony kraj, do którego wkraczała nowa władza. Reżyser pokazał czas, w którym wśród gwałtu i nienawiści największą wartością staje się zachowanie własnego człowieczeństwa.

Inny film oparty na wspomnieniach – „Autsajder” Adama Sikory o młodym chłopaku stłamszonym i zniszczonym przez machinę stanu wojennego z 1982 roku – jest ostrzeżeniem przed bezkarnie czującą się władzą.

Osobista jak zwykle jest kolejna odsłona losów Adasia Miauczyńskiego „7 uczuć” (nagroda specjalna jury). Tym razem Marek Koterski cofnął się do dzieciństwa swojego bohatera, które przypadło na czas socjalizmu, bolesny, w którym także zbyt często trzeba było mierzyć się z mitami, przestrogami, brakiem empatii, fałszem, tęsknotą za uczuciem.

Do historii, filozofii, mitu Fausta, krytyki wartości poznawczej współczesnej nauki i rozważań nad przyszłością Europy powrócił Krzysztof Zanussi w „Eterze”. Opowieścią o lęku i zarażeniu złem stał się „Wilkołak” Adriana Panka (nagroda za reżyserię), którego bohaterami są dzieci wyzwolone z obozu Gross-Rosen.

Z kolei Filip Bajon porwał się na epicką sagę. „Kamerdyner” (Srebrne Lwy, nagrody za rolę Adama Woronowicza, charakteryzację i muzykę dla Antoniego Komasy-Łazarkiewicza) to saga rodu von Kraussów. W tle historii miłości „bękarta” i młodej arystokratki przetaczają się: I wojna światowa, powstanie wielkopolskie, odzyskanie niepodległości w 1918 roku, narastanie faszyzmu, II wojna światowa. Mieszają się losy Polaków, Niemców i i tych, którzy uważają się za rdzennych Kaszubów. Bajon zrobił film o meandrach historii, ale i o współistnieniu kultur, z którym dzisiaj coraz częściej przyjdzie nam się mierzyć.

O zderzeniu cywilizacji mówi też Bartosz Konopka w najbardziej chyba oryginalnym filmie festiwalu. „Krew Boga” to osadzona w Średniowieczu opowieść o kolonizacji pogańskiej wyspy przez misjonarzy katolickich. Trudny, niepokojący i znów: mimo kostiumu bardzo współczesny obraz.

W dzisiejszym rytmie

Najwięcej emocji wzbudziły jednak w Gdyni filmy, które odnoszą się do dzisiejszych dni bezpośrednio. Najważniejszy z nich, „Kler” mógł zrobić tylko Wojciech Smarzowski, artysta „chory” na Polskę, wrażliwy na krzywdę i niesprawiedliwość, punktujący nasze grzechy po to, byśmy spróbowali stawić im czoła.

Tym razem przyjrzał się polskiemu Kościołowi. Portretując trzech księży – wiejskiego proboszcza, kapłana z miasta średniej wielkości i duchownego, który robi karierę w kurii i marzy o posadzie w Watykanie – przyjrzał się hipokryzji i rozpasaniu, zamiataniu pod dywan problemów, nawet tych najtragiczniejszych jak pedofilia księży. Opowiedział o państwie w państwie, o arogancji ludzi, którzy czują się poza prawem. A jednocześnie o przebudzeniu i przerażeniu. O buncie wobec nienaruszalnych, zdawałoby się, struktur. I o potrzebie oczyszczenia.

Jurorzy wymyślili dla filmu Smarzowskiego „tylko” nagrodę pozaregulaminową, specjalną (ex aequo z „7 uczuciami). Radio Gdańsk „w związku z sytuacją, uniemożliwiającą obiektywną ocenę prawidłowości przeprowadzonych pomiarów długości oklasków” nie przyznało nagrody Klakiera, którą zdobyłby Smarzowski. „Kler” dostał jednak laury dziennikarzy i publiczności. Wierzę, że stanie się początkiem poważnej dyskusji.

Z nurtu współczesnego jurorzy dostrzegli „Fugę” Agnieszki Smoczyńskiej (nagroda za debiut, a właściwie drugi film) o poszukiwaniu własnej tożsamości i granicach wolności. I „Jak pies z kotem” Janusza Kondratiuka (nagrody za kreacje Olgierda Łukaszewicza i Aleksandry Koniecznej) – przejmującą opowieść o ostatnich miesiącach i dniach brata reżysera, Andrzeja Kondratiuka.

Bez nagród wyjechały z Gdyni takie filmy jak „Zabawa, zabawa” Kingi Dębskiej – o trzech alkoholiczkach, z wyrazistym obrazem Polski w tle, a także „Twarz” Małgorzaty Szumowskiej o naszej mentalności, o niechęci do „obcego” i „innego”. Nie można nagrodzić wszystkich, ale żal, że zabrakło miejsca w głównym konkursie dla „Niny” Olgi Chajdas czy „Monumentu” Jagody Szelc. Jeszcze bardziej żal filmów, które w ogóle się w Gdyni nie znalazły, choćby „Powrót” Magdaleny Łazarkiewicz – opowieść o polskiej mentalności i nietolerancji czy „Via Carpatia” Klary Kochańskiej i Kaspra Bajona – jedyny w tym roku, bardzo interesujący głos o naszym stosunku do uchodźców.

Najważniejsze jednak, że polskie kino jest nieobojętne i ciekawe. Mistrzowie trzymają się mocno, młodzi reżyserzy pokazują własne niepokoje. Nie dają się skłócić. Robią swoje. Jak powiedział laureat nagrody za całokształt twórczości Jerzy Skolimowski: „Niech żyje wolność w polskim kinie!”. Miejmy nadzieję, że artyści i widzowie nie pozwolą jej sobie odebrać.

Polskie kino jest dojrzałe i różnorodne. Wrażliwe, ale potrafi ostro spojrzeć na rzeczywistość. Wpisuje się w światowe nurty, zachowując jednocześnie narodowy charakter.

Zwycięska „Zimna wojna” zrobiła furorę na festiwalu w Cannes, skąd Paweł Pawlikowski wyjechał z nagrodą za reżyserię, ma znakomite recenzje na całym świecie. Bardzo osobista, osadzona na przełomie lat 50. i 60. XX wieku historia miłości niemożliwej w tle kryje opowieść o trudnej polskiej historii, ale też współczesną refleksję na temat polityki wdzierającej się w życie zwyczajnych ludzi i goryczy emigranckiego losu.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach