Ale z pewnością końcówka lat 60. i kolejna dekada to szczyt popularności magazynu, który w samej Ameryce sprzedawał ponad 5 mln egzemplarzy. To wtedy otwierano pierwsze edycje zagraniczne, których było około 40. Ale przecież nie biznes był w przypadku „Playboya" najważniejszy. Kiedy Hugh Hefner w roku 1953 pokazał pierwszą rozkładówkę z nagą gwiazdą, Ameryka była krajem purytańskim, ale właśnie zaczynała się rewolucja seksualna. I sukces magazynu był zwiastunem wielkiej przemiany obyczajowej.

Przede wszystkim „Playboy" jest jednak fenomenem popkulturowym. Słynne okładki z Marilyn Monroe, Pamelą Anderson czy naszą Edytą Górniak, które były czymś w rodzaju pasowania na seksbombę. Opowiadania klasyków literackich Kurta Vonneguta, Josepha Hellera, Władimira Nabokowa. Głośne wywiady choćby z Jasirem Arafatem, Malcolmem X czy Jimmym Carterem. Zresztą ikoną popkultury był także sam Hefner, modelowy playboy, bo tak z biegiem lat określono mężczyzn korzystających pełnymi garściami z uroków życia. Wszystko to zbudowało markę globalną i symboliczną. Dość powiedzieć, że „Playboya" czytał nawet bohater filmu „Kevin sam w domu".

Ale to już przeszłość. W ostatnich latach z „Playboyem" było trochę jak w słynnej scenie „Kubusia Puchatka". Im bardziej Kubuś zaglądał do środka, tym bardziej Króliczka nie było – by sparafrazować klasyka. W tym tygodniu zamknięto polską edycję magazynu, ale wcześniej zlikwidowano większość pozostałych. Amerykańska edycja zrezygnowała z nagich zdjęć, by je potem przywrócić. Polska na naczelną desygnowała pierwszy raz kobietę. „Playboy" jak „Titanic" tonął długo, ale teraz jest już pod wodą. Kilkanaście lat temu napisałbym, że to dobrze, bo był symbolem uprzedmiotowiania kobiet, ale dziś sytuacja jest zupełnie inna i dogorywający magazyn może uchodzić za symbol staroświeckiej elegancji w podejściu do płci pięknej. Wysmakowane zdjęcia w pięknej scenerii i teksty dobrych autorów, to już nie wróci. Rewolucja seksualna pożarła własne dzieci, a dziś jej efekty w postaci nieskrępowanego dostępu do pornografii widzimy w internecie. Króliczek z tekstu Osieckiej został złapany i zjedzony, by nie powiedzieć gorzej.

Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia