Nie ma wzoru, który pomagałby określić dokładną datę upadku dyktatur. Znacznie ułatwiłoby to zadanie dyplomatów, nie trzeba by negocjacyjnych maratonów i nerwowych komunikatów. Nie padałyby strzały ostrzegawcze, bo i tak wiadomo byłoby, że dni danego reżimu są policzone. Być może tak jest też i w przypadku Pjongjangu, ale jak na razie pozostaje jedynie gra w domyślanie się dalszego rozwoju wypadków.
Północ nie była jeszcze tak izolowana, jak dotychczas. Znany jest juz powód, dla którego młody Kim Dzong Un nie pojawił się na defiladzie w Pekinie 3 września. Pjongjang żądał bowiem kategorycznie, by Un był witamy z honorami i cały czas traktowany jak równorzędnych partner Chin. Na trybunie honorowej miał stać ramię w ramię z Xi Jinpingiem. Pekin równie stanowczo odmówił i dał do zrozumienia, że miejsce dla północnokoreańskiego przywódcy znajdzie się w ostatnim rzędzie. Z tego powodu ranga delegacji została obniżona do poziomu Choe Ryong-hae, sekretarza partii i przewodniczącego Państwowej Komisji Kultury Fizycznej i Sportu.
Prezydent Park z Południa stała jedynie o jedno miejsce od Xi. Między nimi znajdował się Władimir Putin, obecne relacje chińsko-południowokoreańskie nabierały po raz kolejny namacalnych kształtów. Prezydent Xi spotkał się z panią Park już po raz szósty od momentu objęcia urzędu w 2013 roku. Kim Dzong Un z kolei nie zdobył się do tej pory na spotkanie z chińskim przywódcą. O relacjach Północy z Pekinem mówiono kiedyś, jeszcze za czasów poprzedniego Kim, Kim Dzong Ila, że stanowią relacje tak bliskie jak usta i zęby. Jednak taka przyjaźń może być iluzoryczna i ulotna, ponieważ zgodnie z innym powiedzeniem "gdy nie ma ust, zęby marzną".
Południe od lat opracowuje plany na wypadek ewentualnego zjednoczenia. Jest do tego powołane osobne ministerstwo oraz instytut. Mimo iż Pjongjang ma osobną reprezentację na scenie miedzynarodowej i stanowi odrębne państwo, dla Seulu to nie kwestia dla MSZ. Sprawy półwyspu traktowane są jako kwestie wewnętrzne. Wciąż nie ustaje nadzieja, że podział jest jedynie stanem przejściowym.
Zjednoczenie Korei będzie z pewnością kosztowne, ale nikt - pomimo lat pracy nad budżetem - nie jest gotów podać jednoznacznych liczb. Trudno nawet oszacować rząd wielkości. Różnice poziomu życia są ogromne, Północ i Południe dzieli ekonomiczna przepaść. Pozostają do rozwiązania kwestie własności gruntów, które być może nie są kluczowe, gdy na co dzień po obu stronach 38. równoleznika żyją rozdzielone reżimem rodziny, jednak dokumenty zostały bezpowrotnie utracone w koreańskiej wojnie. Podobnie jak nie da się przywrócić życia ponad 4 mln ofiar konfliktu z lat 50. ubiegłego wieku.