Żeby tak, powiedzmy, Janusz Gajos pochwalił Jarosława Kaczyńskiego. Bo chyba ma jakieś zalety. Inteligencji na przykład nikt mu raczej nie odmówi, a skuteczności to już z pewnością.

Życie polityczne i społeczne od dobrych kilkunastu lat kręci się wokół jego pomysłów albo tego, czy ktoś Kaczyńskiego lubi, czy nienawidzi. Można by go np. docenić za idee w rodzaju 500+, podniesienia płacy minimalnej, 13. emerytury. Naprawdę dałoby się znaleźć kilka powodów. I tak się zastanawiam, dlaczego każdy polski aktor, od pętaka, co nosi halabardę, po wielkiego Janusza Gajosa (być może największego artystę sceny w naszym kraju), czuje się w obowiązku Kaczyńskiego obrazić. Najlepiej porównując go do Hitlera.

Wypowiedź Gajosa, w której zarzucił prezesowi PiS dzielenie narodu i porównał to z nazizmem, jest podwójnie bezsensowna. Już z samych „Czterech pancernych" aktor powinien wiedzieć, jak wyglądała Polska podczas II wojny światowej i może to sobie porównać z tym, jak wygląda obecnie. Oczywiście, pod warunkiem że wychodzi na ulice. Bo jeśli ogląda wyłącznie TVN 24, to mógł zauważyć znaczące podobieństwa między okupacją hitlerowską i PiS-owską. Poza tym nieprawdą jest, że Hitler Niemców podzielił. Było dokładnie na odwrót. On ich zjednoczył wokół idei podboju świata przez germańskiego nadczłowieka. Efekty są wszystkim dobrze znane. No, mówiąc precyzyjniej, znane są wszystkim poza Januszem Gajosem i innymi polskimi aktorami.

Otóż aktorzy polscy, od Krystyny Jandy poczynając, a na Macieju Stuhrze kończąc, czują się w obowiązku wygłaszać regularnie swoje opinie na temat rządu, PiS-u, a Jarosława Kaczyńskiego w szczególności. Dalibóg nie bardzo wiadomo dlaczego, zwłaszcza że wszystkie te opinie są takie same. Mogliby nawet opracować jakąś wspólną odezwę zaczynającą się od słów „My, aktorzy polscy, czujemy się obrażeni istnieniem partii rządzącej, jej lidera, a nade wszystko poparciem, jakie mają w społeczeństwie". Pan Janusz i pani Krystyna na pytania polityczne odpowiadaliby np.: patrz deklaracja punkt 1. Nawet nie trzeba by było dopytywać. Zresztą może w ogóle nie ma potrzeby pytać aktorów o kwestie niedotyczące aktorstwa? Ja np. jestem zwolennikiem pytania ludzi o rzeczy, o których mają jakieś pojęcie, ale rozumiem, że w branży dziennikarskiej nie należę do większości.

Autor jest publicystą, scenarzystą i satyrykiem