Ustawa o in vitro jest wielkim zwycięstwem wolności, to nie jest żaden oblig, nikt nikomu niczego nie nakazuje, ale daje szansę dla 1,5 mln tych ludzi, rodzin, które dzisiaj nie mogą mieć z różnych powodów swoich własnych dzieci – oznajmiła podczas konferencji prasowej pani premier.

To zdanie jest absurdalne. Tak się bowiem składa, że większość ustaw nie jest „obligiem". Prawo małżeńskie nikogo nie obliguje do zawierania małżeństwa. Inaczej jest z prawem karnym, ale chyba Ewa Kopacz nie chce nam powiedzieć, że mamy być jej wdzięczni za to, że rząd i ona sama pozwalają nam łaskawie mieć inne, niż postępowe zdanie w kwestii oceny moralnej in vitro?

O wiele groźniejsze jest jednak inne zdanie. – Ci, którzy będą chcieli skorzystać z tej metody, będą mogli z niej skorzystać nieodpłatnie. To jest dla mnie wartość nadrzędna, ja rozumiem, że przez wszystkich rozumiana jednakowo – dodała szefowa rządu.

I trzeba powiedzieć wprost: otóż nie istnieje nic takiego jak „nieodpłatnie". Jeśli nawet pary nie płacą, to ktoś musi zapłacić. Tym kimś jest państwo, a to oznacza, że każdy – także ktoś, kto jest zdecydowanie przeciwny metodzie in vitro, kto uznaje ją za niegodziwą moralnie – musi się do tego procederu dokładać. Pieniądze dołożą także małżeństwa, które nie mogą mieć dzieci, nie akceptują metody in vitro i same muszą finansować leczenie naprotechnologiczne. Dla nich to jest „oblig" wyjątkowo paskudny. Pani premier pokazuje bowiem, że ma gdzieś ich uczucia i emocje. Liczą się dla niej tylko pochwały lobby in vitro i jego interesy. To pokazuje, że ustawa ta niewiele ma wspólnego z wolnością czy wyborem. Wyboru nie mają bowiem ci, którzy nie chcą finansować takiej metody – katolicy, którzy uważają ją za niemoralną, muszą się także do niej dokładać. A najważniejszą grupą pozbawioną wolności są... ludzie na zarodkowym etapie rozwoju przetrzymywani w ciekłym azocie. Ich wolność dla pani premier się nie liczy. Ale dobrze, że przypomniał o nich arcybiskup Stanisław Gądecki w liście do prezydenta Bronisława Komorowskiego. Pozostaje mieć nadzieję, że prezydent usłyszy i zrozumie, że ustawa ta jest nie tylko niemoralna, ale także sprzeciwia się fundamentalnej zasadzie wolności sumienia.