Od dłuższego czasu sporym wzięciem cieszą się wycieczki w klimacie PRL. Gości z zagranicy pakuje się do dużego fiata i obwozi po Warszawie. Na trasie jest Pałac Kultury i Nauki, jakaś klitka udająca mieszkanie typu M-2 z meblościanką i telewizorem Rubin itd. Ten znakomity pomysł podchwyciły teraz władze lotniska Chopina.
Każdy pasażer Okęcia może się poczuć jak w skansenie Polski Ludowej. Na halach odlotów i przylotów aż 14 sklepów, z których niemal połowa jest zamknięta! Chcesz kupić czekoladki? Musisz polować jak obywatel PRL przed Wigilią. Dobry alkohol? Pytaj w kiosku z gazetami, tam zawsze doradzą. A może i coś spod lady wyciągną. Wody nawet się nie kupi, zresztą w PRL standardem była kranówka. Genialny ruch – tysiące pasażerów z obcych krajów będą po powrocie do domów z przejęciem opowiadać o przeżytych „atrakcjach". To będzie reklama, która lotnisku Chopina towarzyszyć będzie długo.
Dość żartów. Zamknięcie połowy sklepów na „flagowym" lotnisku w szczycie wakacyjnych przewozów to katastrofa. Prestiżowy strzał w kolano, a ekonomicznie chyba w głowę. Bo szczyt obrotów wypada właśnie w wakacje. Jak mogło do tej sytuacji dojść? Wytłumaczenie jest tyle proste, ile żenujące. Według mediów Państwowe Porty Lotnicze (PPL) ogłosiły jakiś czas temu przetargi na wynajem powierzchni handlowych Okęcia. I gdyby przeprowadzono je zgodnie z planem, nowi najemcy wprowadzaliby się w czasie ubiegłej zimy. Ale PPL przetargi unieważniły i przedłużyły kontrakt ze starym najemcą jeszcze o pół roku. Sześć miesięcy minęło i jest pasztet. Dotychczas działające sklepy się wyniosły, a nowy najemca – wybrany o dziwo bez przetargu – ma umowę od 1 lipca. Umowa jest zresztą podważana przez poprzedniego, więc na horyzoncie są jeszcze pewnie potyczki sądowe itd., itp.
Mniejsza z tym – ważny jest efekt w postaci sklepów zamkniętych w środku wakacji! To jest tak absurdalne, że komuś biznesowo patrzącemu na świat w głowie się nie mieści. Równie idiotyczne byłoby np. remontowanie wyciągów narciarskich w Zermatt czy St. Moritz w zimie! Albo przebudowa hotelu w Moskwie w trakcie mundialu. Takich głupot nikt nie robi. Przepraszam, poprawka, nikt poza władzami lotniska w Warszawie.
Można odnieść wrażenie, że pasażer dla PPL jest natrętem. „Złem koniecznym", które co prawda trzeba wpuścić na teren lotniska – ale na tym koniec uprzejmości. Porty toczą także spór dotyczący podwarszawskiego Modlina. Nie chcą się zgodzić na inwestycje, które podniosłyby przepustowość tego portu lotniczego. Niech się pasażerowie gniotą w ciasnocie.