Kiedyś pogłoski przekazywano pokątnie w maglu, w karczmie albo w kolejce do spożywczaka, dzisiaj wszechobecność w sieci nadaje im pozór niepodważalności. Zmasowane natarcie na redutę zdrowego rozumu zdobywa coraz szersze rubieże, zdeprymowani obrońcy wywieszają białe flagi. Przecież nie można zawracać tej rzeki staroświeckim piórem maczanym w kałamarzu. Polityka przenosi się na Facebook, dyplomacja do Twittera, dziennikarstwo do zamtuza.

Ale ten atak ma krótki oddech i słabe nogi. Nie liczy się bowiem z potęgą ludzkiego umysłu. Cywilizacja, kultura i co tam jeszcze nie spadły nam z nieba, stworzył je ludzki umysł. Nie jest on umysłem boskim, jest tylko iskrą Boga na tym padole, wśród wielu wad obciąża go staroświecka powolność. „Zanim prawda zdąży włożyć buty, kłamstwo obiegnie pół świata" – powiada przysłowie. Wobec szybkości komputera umysł jest bezradny.

Ale komputer jest bezsilny wobec ludzkiej wolności, ciekawości, żądzy poznania. Nawet wtedy, gdy siedzi przy nim najemny propagandysta albo tchórzliwy hejter. Nawet najpotężniejsza sieć komputerów głupieje wobec podstawowych pytań, jakie wcześniej czy później zada sobie każdy ludzki umysł, gdy już nasyci się łatwością wypisywania bzdur i emocją uśmiercania wirtualnych przeciwników w komputerowej strzelance.

Skąd i po co jestem? Jaki jest sens tego istnienia? A więc gdzie jest prawda? Takich pytań umysł nie uniknie, nawet gdy na co dzień dostaje porcję wirtualnego narkotyku. Dlatego wcześniej czy później wyjdzie ze swojej facebookowej bańki, by baczne rozejrzeć się dookoła. Wtedy mury runą.

Dlatego jestem spokojny o przyszłość, choć dziś ponosimy klęski. Niech się boją ci, którzy chcą nas cofnąć do czasów plemiennych.