Jest to jednak poważne uproszczenie. Populiści też dzielą się na populistów-oszołomów i populistów poważnych, godnych respektu, starannie przygotowujących swoje plany i zapewniających ich solidne finansowanie. Zdrowe finansowanie nie polega na szybkim uruchomieniu maszyn drukarskich, pokryciu wydatków dodrukowanym pieniądzem i wywołaniu w krótkim czasie hiperinflacji. Tylko wariat zdobywa władzę po to, by ją po kilku miesiącach oddać na fali niezadowolenia spowodowanego gospodarczym załamaniem.

Modeli wieloletniego finansowania populizmu jest wiele. Przede wszystkim można finansować swoje plany silnym wzrostem zadłużenia – pod warunkiem że umie się to starannie ukryć. Historycznym arcymistrzem takiej polityki gospodarczej był Adolf Hitler. Po przejęciu władzy w szybkim tempie zlikwidował bezrobocie, rozpoczynając gigantyczny program zbrojeń. Choć finansował go wzrostem zadłużenia wewnętrznego, przez kilka lat udało się nie dopuścić do wybuchu inflacji. Niemieccy robotnicy byli pewni, że oszczędzają na zakup obiecanych volkswagenów. Rentierzy zakładali, że kupując obligacje Mefo, inwestują je w przynoszącą wielkie zyski firmę. W rzeczywistości zmyślona przez nazistów firma Mefo w ogóle nie istniała, a pieniądze rzekomo przeznaczone na volkswageny szły na produkcję czołgów. Ale Hitler nie przejmował się długiem – jego celem była wojna, a długi miały być spłacone z łupów.

W dzisiejszych czasach raczej nie uda się już tak skutecznie ukryć wzrostu długu publicznego. Ale zawsze można próbować problem zamieść pod dywan, przerzucając ciężar długu na sektor prywatny. Rządzący od 16 lat Turcją prezydent Erdogan zapewnia sobie poparcie dzięki wielkim wydatkom i nieustającemu gospodarczemu boomowi. O dziwo, mimo to dług publiczny pozostaje pod kontrolą. Ale to tylko pozory, bo dług zagraniczny całego kraju szybko rośnie skutkiem gwałtownego zapożyczania się za granicą przez zmuszone do tego prywatne tureckie firmy. Od roku 2003 coroczny wzrost zadłużenia wynosił średnio 5 proc. PKB, cały dług wzrósł czterokrotnie. Turcja jest coraz bliżej kryzysu.

Niewątpliwie najłatwiej mają jednak ci populiści, którzy mogą sfinansować swoje obietnice dzięki dochodom z eksploatacji zasobów naturalnych. W ten sposób zdobył i utrzymał popularność Władimir Putin, w ten sposób przez lata rządził Wenezuelą Hugo Chávez. Wszystko jedno, czy ropę lub gaz wydobywają firmy państwowe, czy prywatne koncerny (zwłaszcza należące do kolegów dyktatora), zawsze da się zużyć część ich zysków na finansowanie władzy. Słowem, skarbonka bez dna.

A jednak przykład Wenezueli pokazuje, że każda skarbona swoje dno ma. Kraj dysponujący największymi udokumentowanymi zasobami ropy naftowej na świecie ma dziś załamującą się gospodarkę, szalejącą inflację i zamknięte z braku paliwa stacje benzynowe. Populista potrafi!