Może czegoś nie pojmujemy, może nasze rozumki zwyczajnych ludzi są za małe, a może ktoś wodzi nas za nos, kpi z naszej prostomyślnej uczciwości? Skoro nie umiemy zrozumieć, to może mają w tym interes ciemne siły? Tak, na pewno, to Oni! Usiłujemy przecież – tak jak potrafimy – czynić świat znośniejszym do życia, ale nic się nie udaje: demokracja coraz mniej przejrzysta, ekonomia zawikłana jak chińszczyzna, a Oni zawsze przy władzy i forsie. Tylko nasze smartfony są wolnym od cenzury oknem na świat, dlatego tam właśnie wylewa się nasza święta złość i rozżalenie.

W takich sytuacjach nasi przodkowie wychodzili na ulice i czasem udawała się zwycięska rewolucja. Dzięki nim możemy wspominać dawno minione czasy rozkwitu demokracji i uwiądu dyktatur. Ale jak ułożyć program rewolucji dzisiaj, w czasach uwiądu demokracji? Jak odnaleźć godnych zaufania przywódców? Dlatego pozostają nam smartfony pełne coraz bardziej zapiekłego bólu. Przecież nie można tak dalej żyć: coraz szerzej rozlewa się ocean zakłamania, wybory obywają się bez wyboru, sądy nie sądzą, tylko udają, powietrze nie nadaje się do oddychania, morza się podnoszą i pochłaniają bezpieczne lądy. Tylko ceny niepowstrzymanie rosną i Oni śmieją się z nas w kułak.

Mamy dość rządzących w Hongkongu i ich uległości wobec „wielkiego brata", mamy dość Putina w Moskwie, nie da się tak dłużej żyć we Francji, kto nam wreszcie wyjaśni, skąd wziął się Trump w Ameryce, bo przecież nikt z nas go nie chciał. Dlatego coraz częściej wychodzimy na ulice tylko po to, by zniszczyć cokolwiek, nim dopadnie nas gaz łzawiący. Nie umiemy płakać, wrodzony nam jest tylko śmiech. Czy tak będzie w Warszawie? Joker o kredowej twarzy z wykrzywionymi ustami demolujący odrażające zaułki Gotham jest znakiem nadchodzących dni. Nie urodził się zbrodniarzem, popchnął go do tego bezduszny świat.