Właściciele wyciągów narciarskich i hotelarze "łapią oddech". Lud polski też; rano leczenie kaca, potem na stok samotnie lub z dzieciakami, po południu - jak w balladzie Mickiewicza: „Tańce, hulanka, swawola”, płynie brudna rzeka ceprów Krupówkami. Tam i z powrotem. A każdy coś podjada, podgryza, najczęściej karkówkę z grilla. Lud rozbawiony, pijany. Przeważnie ludzie młodzi, przed lub tuż po "trzydziestce". Jakby dopiero co wyszli ze stadionów; rozgrzani do czerwoności, w większości "mięśniaki" z napompowanymi karczychami, jak słynny Bibendum, logo Michelina. Co tu się dziwić. Sfrustrowani, przez prawie rok pozbawieni sztang i hantli, odreagowują stres. Wraz z nimi młode matki z plączącymi się między nogami dzieciakami. I nastoletnie laski, którym też odebrano jedyną radość ich życia - dyskoteki. Zatem na ulicy jest wesoło, każdy jak umie daje czadu - krótko: dzieje się.

A to poboksują sobie cepry w mniejszych lub większych grupach, zrobią zadymę, wybiją szybę, spalą samochód. Inni potańczą z laskami na ulicy, rzucą mięsem, już nie z grilla, a z gardła. Hulaj dusza, piekła nie ma! Covid po raz kolejny w odwrocie. Mogą sobie państwa Unii zaostrzać przepisy, zamykać granice, wprowadzać godzinę policyjną, nam, mieszkającym między Bugiem a Odrą maski niepotrzebne. Jakieś stare dziady w tym łażą, nieliczne, zastraszone.

Nikt nie myśli o tym, że poluzowanie obostrzeń może być chwilowe, nikt nie szanuje wysiłku i poświęcenia lekarzy, subordynacji hotelarzy, którzy karnie trzymają się wytycznych i drżą, by na powrót nie zamknięto im biznesu. Co prawda policja zwija się jak w ukropie, niby kontroluje, niby nakłada mandaty, lecz balangowicze z Krupówek wiedzą, że policja przy tej ilości ludzi jest bezradna. Zatem zabawa trwa na całego; tłum bez masek, bez zachowania dystansu. Jedni z głośnikami, inni ze słuchawkami w uszach, tańczą, przekrzykują się, a gdy trochę się zmęczą, to czekają na nich grille, bo karkówek i piwa pod dostatkiem w ośnieżonej stolicy Tatr. Nikt głodny nie odejdzie (czyt. nie padnie). Bo i co rusz w jakimś zakamarku, bramie, śpi snem słodkim na mrozie jakiś balangowicz.

Powie ktoś: jakiś dziad stary, pewnie z PiS-u albo rozmodlony w Rydzyku, utyskuje, poucza, wszystkim wszystko ma za złe. Przecież młodzież musi się wyszumieć. Otóż nie. Ani tak stary nie jestem, ani w radiu rozmodlony, ani z PiS-u. Nie jestem też idiotą i nie wyobrażam sobie, aby młodzi ludzie chodzili po Krupówkach, wczytując się w myśli Pascala czy Kierkegaarda. Nie oczekuję by w komórkach czy słuchawkach pobrzmiewał Chopin, Bach, czy muzyka Mozarta. Nie mam tez złudzeń co do tego, by w najbliższych dekadach kultura  i odpowiedzialność naszego społeczeństwa diametralnie się odmieniła. By narodziło się poszanowanie i współodpowiedzialność za obywateli. Bez zapachu rui i poróbstwa, którą czułem i widziałem na Krupówkach. Nie tylko tam.

Chamstwo i brak odpowiedzialności za państwo rozpanoszyło się na wszystkich szczeblach władzy. Polemiki w Sejmie często przypominają sprzeczki wykidajłów z konkurujących burdeli. Skąd zatem młodzież ma czerpać wzorce, skoro świat wokół nich jest krzykliwy, kłamliwy i brutalny. Młodzi ludzie tylko powielają. Wszystko to, co dzieje się w Polsce i na świecie. A współczesny nam świat z wiodąca kiedyś kulturą europejską równie szybko pauperyzuje się i chamieje. Zatem przyzwyczajmy się raczej do widoku młodych ludzi z piwskiem w plastikowych kubkach i opiekanymi karkówkami w zębach.