Artur Ilgner: Węzeł gordyjski

Jak głosi legenda Aleksander Macedoński zwany też Wielkim, jednym cięciem miecza poradził sobie z węzłem nie do rozplątania, dając tym samym dowód, że problemy należy rozwiązywać niekonwencjonalnie - szybko i zdecydowanie. Podobnie postanowił prezes PiS-u i jednocześnie wicepremier Jarosław Kaczyński.

Publikacja: 01.11.2020 15:31

Artur Ilgner: Węzeł gordyjski

Foto: AFP

Zapewne sny szatańskie spać mu nie pozwalały, podsuwając myśl, że narastająca pandemia to świetna okazja do wprowadzenia w Polsce szariatu  pod swoim, Episkopatu i niejakiego Tadeusza Rydzyka przywództwem. Tak, czy inaczej, diabeł go opętał - to pewne. Zniszczyć "jednym cięciem" przez wiele lat tak mozolnie, z wielkim trudem wypracowaną pozycję swojej partii nie każdy potrafi. A tu, pyk-myk i po sprawie. Przerąbane. By nie powiedzieć bardziej dosadnie używając "słów manifestacyjnych". Głośno skandowanych lub wypisywanych na tekturach i transparentach, którymi tłum wzywa wodza i jego gwardian do pospiesznego opuszczenia politycznych pozycji.

Często powtarzam, że Miłosierny Bóg wybacza, podczas gdy z Jego przeciwnikiem nie ma żartów. I to jest kolejny dowód prawdziwości mojej tezy. Bowiem bez względu na to, jak dalej potoczą się wypadki, jedno jest pewne: suweren politycznych zagrywek i harców nigdy rządzącym nie zapomni. Co więcej: dotychczasowi sympatycy "dobrej zmiany", nawet ludzie starsi,  zadziwiająco powszechnie, ze wstydem przyznają się do popełnionego błędu zapisanego na karcie wyborczej, nie mówiąc o młodzieży, która (chwała Ci Panie!), jak niegdyś nasze pokolenie, stanęła w obronie demokracji i wolności. Pretekst wiadomy: jurysdykcja nominatów z politycznego nadania, co rozwścieczyło kobiety. Pisałem już o tym w poprzednim felietonie: żarty się skończyły.

Świat, mentalność młodych ludzi się zmienia. Panta rhei. Tego koty nie wiedzą. Inna rzeczywistość, technologie, sposoby komunikowania się. Inne poczucie własnej godności. Nie da się dzisiaj  sterować ręcznie ludźmi wykształconymi, o niezależnych poglądach, wolnych od presji i nakazów religijnych. Hierarchowie polskiego kościoła katolickiego nie dość, że dali się wciągnąć w polityczną grę, to dolewają nie świętej oliwy do ognia, głosząc, że udział w manifestacji to grzech, wicepremier wygłasza orędzie i wzywa do obrony kościołów i wiary, dając "zielone światło" narodowcom i kibolom. Głos światłego dominikanina Ojca Pawła Gużyńskiego, który przeprasza w swoim i kościoła imieniu jest zagłuszany "Radiem Maryja" - wcześniej - zakazem wypowiedzi w mediach.

Chaos. Konsternacja. Brak odniesienia w umysłach wiernych. Na dodatek pandemia i bezradny rząd, którego poczynania przypominają "Małpę w kąpieli" z wierszyka Fredry. Bezradna władza to zakręca, to odkręca wszystkie kurki w sterowni: mizdrzy się do obywateli, przestrzega, by po chwili straszyć ich prawem, podaje fałszywe dane, refunduje i nie refunduje lub częściowo tylko refunduje straty firm, bez zapowiedzi zamyka cmentarze, buduje nowe szpitale podczas gdy dziesiątki sanatoriów w Polsce są zamykane (notabene sanatoria z salami, łóżkami, personelem).

Jak to skomentować? Czym zneutralizować smutną refleksję, że poza politycznymi konsekwencjami wynikłymi z zaistniałego stanu rzeczy, Polacy po raz kolejny oddalą się od Kościoła, że czeka nas prawdopodobnie to, co stało się w Irlandii: powszechny upadek wiary katolickiej.

Może z tego powodu synapsy w umyśle wicepremiera straciły dawną sprawność? Może wygórowane ambicje i obawa, że nie pozostanie zapamiętany jako "Prezes Wielki", a jedynie jako spiritus movens nowego "Słownika demonstranta" - może to doprowadziło nas do obecnego stanu państwa? Lecz żeby zostać Aleksandrem Wielkim, trzeba się nim urodzić. Trzeba nie tylko trzymać miecz w dłoni, a przede wszystkim umieć nim władać. Wiedzieć, kiedy i w jakich okolicznościach go użyć. Z pewnością nie przeciw kobietom.

Zapewne sny szatańskie spać mu nie pozwalały, podsuwając myśl, że narastająca pandemia to świetna okazja do wprowadzenia w Polsce szariatu  pod swoim, Episkopatu i niejakiego Tadeusza Rydzyka przywództwem. Tak, czy inaczej, diabeł go opętał - to pewne. Zniszczyć "jednym cięciem" przez wiele lat tak mozolnie, z wielkim trudem wypracowaną pozycję swojej partii nie każdy potrafi. A tu, pyk-myk i po sprawie. Przerąbane. By nie powiedzieć bardziej dosadnie używając "słów manifestacyjnych". Głośno skandowanych lub wypisywanych na tekturach i transparentach, którymi tłum wzywa wodza i jego gwardian do pospiesznego opuszczenia politycznych pozycji.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko