Pewien profesor fizyki zwykł powtarzać: "stary Chronos straszy nas entropią". Czyli rozproszenia wszystkiego we wszystkim, stanu nieuporządkowania, o czym nie chcą nawet słyszeć nasze żony. Innymi słowy: prawa fizyki zaprzeczają jakiejkolwiek trwałości czy dominacji, która jest jedynie "chwilową przerwą" w czasie. Tak było, jest i będzie: wszystko ma swój kres (banalne jest przywołanie tutaj nazwiska filozofa) - wszystko przemija.
Zapomniano o sumeryjskiej kulturze, upadł Egipt - w piramidach zasnęli faraonowie. Przeminęli wojowniczy Spartanie, Grecy, w perzynę rozsypały się zdobycze pogromcy nie tylko Persów, Aleksandra Macedońskiego. Upadło potężne Cesarstwo Rzymskie, Imperium Osmańskie, słońce nie świeci już całą dobę nad innym, równie potężnym niegdyś imperium - brytyjskim. Słowo "dominacja" ma dla nas dzisiaj pejoratywne znaczenie. Staje się powoli archaizmem historycznym, słownikowym. Nie płoną stosy z heretykami czy czarownicami, nie "importuje się" niewolników, i choć wciąż wiele jest nietolerancji i okrucieństwa, to zasadą cywilizowanego świata jest tolerancja dla poglądów politycznych, preferencji seksualnych, wiary i religii odmiennych od własnej, które traktuje się z szacunkiem (pomijam ekstremistów islamskich).
Skończyła się też epoka patriarchalizmu. Mężczyźni od wieków w świetle prawa i tradycji dominujący nad kobietami, przestali napinać muskuły, i dzisiaj, tylko ci o cherlawych mózgach nie szanują kobiet. Nie dostrzegają jakie wartości w nauce, biznesie, kulturze, polityce, sztuce wnoszą kobiety, i o ile uboższy byłby nasz świat, gdyby nadal pozostawały dyskryminowane. Kolor skóry człowieka jest też dzisiaj bez znaczenia, homofobia staje się powszechnie naganna. I tylko w polityce dążność do dominacji nad innymi, począwszy od własnej partii politycznej, grupami społecznymi, innymi narodami, pozostaje niezmienną dążnością i marzeniem nie tylko znanych nam z historii psychopatów i tyranów.
We współczesnej Polsce także następują przemiany mentalne, społeczne, socjologiczne, co bardzo wyraźnie widać w polityce. Kończy sie paliwo spryciarzom politycznym, którzy przy pomocy socjotechnicznych zabiegów próbowali wymodelować społeczeństwo tak, aby było przez nich w pełni kontrolowane. Dzisiaj, sytuacja zmienia się diametralnie. Dźwignia społecznej akceptacji rdzewieje, spłowiały sztandary z wyświechtanymi hasłami. Bowiem, bez względu na to, kto wygra wybory prezydenckie w 2020 roku, kończy się hegemonia PIS-u, "przewodniej siły narodu"- jeśli wolno mi porównać aktualnie sprawujących władzę do peerelowskiej PZPR i jej haseł.
A porównać mi wolno, bo dobrze pamiętam ten czas. Jak "za komuny", wyłącznie PiS w sposób autorytarny o wszystkim decyduje. Dokładnie tak samo, jak Komitet Centralny PZPR decydował o tym, co w zniewolonej Polsce wolno, a czego nie. I jak przed laty, w czasie powstania "Solidarności", na powrót budzi się w Polakach obywatelska świadomość. Wszyscy mówią, że tak dłużej być już nie może. Nawet dotychczasowi zwolennicy tej formacji. I choćby Andrzej Duda ponownie został prezydentem, choćby przy pomocy wszystkich możliwych prawnych "sztuczek" na powrót, jak pies do budy, przywiązał się niedemokratycznym łańcuchem do mieszkanka przy Krakowskim Przedmieściu, czas historii uderzył w "zygmuntowski dzwon".