Przyjmując nowego premiera Borisa Johnsona na audiencji, Elżbieta II miała z właściwym dla siebie humorem zauważyć, że jest zdziwiona, iż ktoś w ogóle jeszcze może szukać posady szefa brytyjskiego rządu. Nawet jeśli ta historia została zmyślona, to jest to bardzo trafne spostrzeżenie. W ostatnich trzech latach dokonała się bowiem wyjątkowa degradacja politycznego wizerunku państwa, które może już dawno nie jest imperium, ale którego kultura, tradycja polityczna oraz model społeczno-ekonomiczny stanowiły ważne punkty odniesienia dla wielu Europejczyków.

Czytając dzisiaj zachodnie gazety opisujące wybór nowego konserwatywnego premiera Wielkiej Brytanii, przekonać się można, że dominuje ton drwin i żartów przemieszany z kasandrycznymi przepowiedniami. Największą obelgą jest zestawienie Johnsona z Donaldem Trumpem. Właściwe byłoby oczywiście dać nowej rządowej ekipie w Londynie przynajmniej kilka dni szansy, ale tutaj litości nie ma, więc od pierwszego dnia posypała się krytyka i drwiny. „Dlaczego Europa nie może przestać śmiać się z Borisa Johnsona?" – woła jeden z czołowych dzienników opiniotwórczych. Uderza ton wyższości i pogardy, który dochodzi do Brytyjczyków z kontynentu.

Oczywisty upadek prestiżu brytyjskiego państwa i polityki wynika przede wszystkim z całkowitej bezradności elit ?w doprowadzeniu do finału brexitu. Niekończące się głosowania parlamentu ?i smutny koniec rządu Theresy May są symbolem tej zawstydzającej bezradności. Ktoś jednak powie, ?że demokratyczna droga nigdy nie prowadzi prosto do wyjścia z głębokiego kryzysu. Skład nowego gabinetu Borisa Johnsona oraz zatrudnienie jako doradcy Dominica Cummingsa, słynnego wizjonera kampanii na rzecz wyjścia ?z UE, świadczą o zdecydowaniu i woli doprowadzenia spraw do końca. Być może więc Johnson przerwie kryzys wokół brexitu i uratuje konserwatystów ?od definitywnego upadku. ?W przeciwnym razie okaże się ostatecznym grabarzem brytyjskiej sceny politycznej.

Drwiny i wyższość, z jaką wybór Johnsona spotkał się w Europie, świadczą natomiast o tym, że coraz bardziej pogłębia się psychologiczny dystans między Starym Kontynentem a światem anglosaskim. Chyba już nieodwracalnie, co oznacza, że zachodni porządek rzeczy, który powstał 75 lat temu, należy już raczej do historii.

Autor jest profesorem Collegium Civitas