– Sytuacja na rynku mieszkaniowym jest dziś stabilna, zrównoważona i może podlegać jedynie okresowym wahnięciom. Patrząc na to, jakie zyski osiągają deweloperzy na rynkach mieszkaniowych, na liczbę mieszkań w budowie, na banki ziemi w perspektywie krótkoterminowej 2019–2020 sytuacja będzie stabilna. Możemy się spodziewać delikatnych wzrostów cen, ale nie spodziewałbym się ani boomu, ani załamania – mówił Nikodem Iskra, prezes firmy Murapol.
Podczas panelu „Rynek mieszkaniowy", odbywającego się w trakcie trzeciego dnia Europejskiego Kongresu Gospodarczego, prezes Iskra przypomniał, że ponad dekadę temu popyt był napędzany poprzez luźną politykę kredytową. W efekcie ceny lokali zaczęły galopować i nastąpił kryzys. Dziś natomiast sytuacja jest o wiele bardziej zdrowa, a siła nabywcza potencjalnych klientów, patrząc np. na poziom średniego wynagrodzenia Polaków, bardziej adekwatna do cen.
Jak na przestrzeni lat zmienił się profil nabywców mieszkań, którzy myślą o zarabianiu na nich?
Najem na doby mniej atrakcyjny
– Inwestorów można pogrupować, kierując się różnymi kryteriami. Są inwestorzy, którzy kierują się rachunkiem ekonomicznym, ale większość, na niego nie zważa. Jestem głęboko przekonany, że większość inwestorów kieruje się głównie tym: kupić lokal blisko miejsca, w którym mieszkają, bo sami chcą się zajmować wynajmem. Chcą też, żeby mieszkanie było takie, w którym sami chcieliby zamieszkać. Latami w tej grupie niewiele się zmieniło – mówił Artur Kaźmierczak, partner współzarządzający w Grupie Mzuri.
Podkreślił, że w ostatnich latach mniej osób kupowało mieszkania z myślą o wynajmowaniu ich przez długi czas. Cztery lata temu przyszła fala ludzi, którzy kupowali mieszkania, żeby wynajmować je na doby. Ta fala zdaniem Kaźmierczaka już wygasa. – Ludzie zdali sobie sprawę, że to strasznie pracochłonny biznes, a rząd zaczął groźnie pomrukiwać, że weźmie się do regulowania tego rynku – akcentował.