Jeszcze zanim stosowanie pulsoksymetrów zasugerował resort zdrowia, od połowy miesiąca gwałtownie rosło zainteresowanie tymi niewielkimi urządzeniami mierzącymi puls oraz poziom nasycenia krwi tlenem. Z danych Ceneo dla „Rzeczpospolitej" wynika, że od połowy października widać kilkusetprocentowy wzrost zainteresowania takimi urządzeniami, 2 listopada w porównaniu z tygodniem wcześniejszym widać było skok nawet niemal 1,8 tys. proc.
Czytaj także: Pandemia: Lody popularniejsze niż szampony i dezodoranty
– Zaobserwowaliśmy gwałtowny wzrost zainteresowania koncentratorami tlenu oraz pulsoksymetrami – potwierdza Katarzyna Jędrachowicz, rzecznik porównywarki Ceneo. Pulsoksymetry kosztują nawet od ok. 50 zł, ale w większości sklepów czy aptek już o nie trudno, a ceny rosną nawet o 100–200 proc. Z koncentratorami tlenu sytuacja jest bardziej skomplikowana, barierą może być wysoka cena zakupu tych urządzeń – 2–3 tys. zł. Jednak i tak zainteresowanie mocno rośnie.
Sprzęt znika z półek
Trend widzą od jakiegoś czasu apteki. – Od około dwóch–trzech tygodni widzimy wzmożone zainteresowanie pulsoksymetrami. Natomiast dotychczas te produkty nie były tak bardzo popularne i na rynku występują problemy z ich dostępnością – mówi Bartosz Piotrowski, szef e-commerce w sieci aptek Dr.Max. – Reagujemy na te trendy i mamy kilka modeli w ofercie. Niestety, popyt znacząco przewyższa podaż dostępną na rynku i te produkty szybko „znikają" z półek. Ponadto w związku z epidemią koronawirusa – oprócz pulsoksymetrów – widzimy też bardzo duże zainteresowanie termometrami, a także witaminami (D i C) czy tranem – dodaje.