Kryzys umacnia status polskiej gospodarki jako eksportera netto – zauważył w poniedziałek na Twitterze Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP, komentując najnowsze dane dotyczące wyników wymiany handlowej Polski.
W lipcu, jak podał Narodowy Bank Polski, wartość polskiego eksportu towarów zwiększyła się (licząc w euro) o 2,7 proc. rok do roku, po zwyżce o 3 proc. w czerwcu. Był to już drugi miesiąc wzrostu eksportu w ujęciu rok do roku po załamaniu wiosną, gdy światową gospodarkę paraliżowały antyepidemiczne ograniczenia aktywności ekonomicznej.
Wartość importu w lipcu nadal malała, ale wyraźnie wolniej niż w poprzednich miesiącach. Spadła o 3,9 proc. rok do roku, po zniżce o niemal 11 proc. rok do roku w czerwcu i około 28 proc. w poprzednich dwóch miesiącach.
Nadwyżka puchnie
Wynik importu to największe zaskoczenie w poniedziałkowych danych NBP. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacowali, że eksport w lipcu wzrósł o 2,4 proc. rok do roku, mniej więcej zgodnie z rzeczywistością. Jednocześnie oceniali, że import zmalał o 8,7 proc. rok do roku. Jak tłumaczyli, import Polski w ryzach trzyma niższy niż przed rokiem rachunek za import surowców energetycznych, ale też słabość inwestycji. Importowa niespodzianka może więc świadczyć o tym, że inwestycje zaczęły się odradzać. Import nie odbudował się jednak na tyle, aby zniwelować coś, co można uznać za pozytywny skutek uboczny pandemii: poprawę bilansu obrotów bieżących.