Rządzący od prawie ćwierćwiecza prezydent Białorusi poruszył temat współpracy militarnej z Rosją w ramach Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB). Stwierdził, że państwa członkowskie układu (Armenia, Kazachstan, Kirgizja, Tadżykistan, Białoruś i Rosja) samodzielnie modernizują własne armie i zasugerował, że wsparcie Moskwy nie jest wystarczające. – Rosja mogłaby odgrywać ważną rolę w procesie modernizacji sił zbrojnych państw ODKB. Należy zrozumieć, że Białoruś jest główną awangardą, w tym również Federacji Rosyjskiej, na zachodnim kierunku. To dzisiaj najniebezpieczniejszy kierunek – mówił. W Mińsku twierdzą, że Łukaszenko liczy na dostawy najnowszego rosyjskiego uzbrojenia, na które Białorusi nie stać. Kreml się nie spieszy, by udzielać nieodpłatnej pomocy Białorusi się, ponieważ wielokrotnie już zawiódł się na Łukaszence.
Za mało lojalności
Cytowany przez lokalne media znany białoruski analityk wojskowy Aleksandr Alesin twierdzi, że w pierwszej kolejności władzom w Mińsku zależy na systemach rakietowych Iskander i najnowszych systemach obrony przeciwlotniczej S-400. Przypomina, że Rosja podpisała kontrakt na dostawę czterech systemów S-400 do Turcji, za które Ankara musi zapłacić 2,5 mld dolarów. Tymczasem cały roczny budżet wojskowy Białorusi wynosi równowartość 500–700 mln dolarów. – Białoruska armia znajduje się w stanie degradacji, ponieważ na swoim wyposażeniu ma przestarzałe radzieckie uzbrojenie. Mińsk nie ma środków na modernizację, a Rosja za darmo nic nie daje – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksandr Klaskouski, znany białoruski politolog. – W ubiegłym roku Białoruś podpisała umowę na zakup najnowszych rosyjskich myśliwców wielozadaniowych Su-30. Mimo że jest wojskowym sojusznikiem Rosji, za każdy samolot będzie musiała zapłacić ok. 50 mln dolarów – dodaje.
Łukaszenko mógłby mieć rosyjskie myśliwce za darmo gdyby w 2015 roku zgodził się na propozycję Moskwy w sprawie utworzenia na Białorusi rosyjskiej bazy lotniczej. Ale wtedy stwierdził, że nie potrzebuje bazy, a jedynie samoloty. – Pilotów mamy własnych – mówił. Na dostawę myśliwców Rosja się zgodziła, ale wystawiła rachunek. – W Rosji nikt już Łukaszence nie ufa. Mówi o niebezpieczeństwie ze strony NATO, ale rosyjskiej bazy nie chce. Nie bez znaczenia pozostaje też jego przyjaźń z Ukrainą. Sprzedaje ukraińskim siłom zbrojnym paliwo, a nawet remontuje ich sprzęt – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Andriej Suzdalcew, politolog z prestiżowej moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomii.
– Białoruś nie jest żadną awangardą Rosji na zachodnim kierunku. Jest nim obwód kaliningradzki (niedawno Moskwa rozmieściła tam Iskandery – red.), który w swoim zasięgu ma centrum Europy. To Rosja osłania Białoruś, a nie odwrotnie – twierdzi.
Strefa wpływu Rosji
W Moskwie pamiętają, że uważany za najbliższego sojusznika Rosji Aleksander Łukaszenko w 2008 roku nie uznał niepodległości oderwanych od Gruzji Abchazji i Osetii Południowej. Nie poparł również aneksji Krymu i nie dołączył do rosyjskiego frontu w konfrontacji z Zachodem. Od kilku lat białoruskie władze próbują ocieplić relacje z Unią Europejską oraz dążą do całkowitego wznowienia stosunków dyplomatycznych z USA (w 2008 roku Białoruś odwołała swojego ambasadora z Waszyngtonu, wtedy Mińsk opuścił też ambasador USA).