Jest pan jedynym ministrem spraw zagranicznych z Ameryki Łacińskiej, który przyjechał na konferencję bliskowschodnią do Warszawy. Skąd ta decyzja?
Bo uważamy, że przyszedł czas na nowe podejście do rozwiązywania dawno nabrzmiałych problemów międzynarodowych, i to nie tylko na Bliskim Wschodzie. Brazylijczycy czują bliską więź z Izraelem, krajem Ziemi Świętej, ale także dynamicznej demokracji i nowoczesnych technologii. Stosunki z tym krajem długo były przez poprzednie władze brazylijskie lekceważone. Ale to nowe podejście chcemy też odnieść do niektórych krajów europejskich.
Których?
Przed wylotem z Brasilii do Warszawy rozmawiałem z prezydentem Bolsonaro. Mówił o swoim podziwie dla Polski jako kraju, który pierwszy obalił komunizm, który od wieków kultywuje ducha walki, niezależności, przywiązania do tradycyjnych wartości, wiary, tożsamości narodowej. Kraju, który i dziś potrafi oprzeć się politycznej poprawności, dogmatom Unii Europejskiej i bronić własnych interesów, zamiast wyłącznie naśladować polecenia organizacji międzynarodowych. Podziwiamy także dynamizm gospodarczy Polski. Jair Bolsonaro spotkał się niedawno z prezydentem Dudą w Davos, ale chce przyjechać do Polski albo w tym, albo na początku przyszłego roku. Ja będę w Warszawie z wizytą pod koniec lutego. Chcemy także rozwijać bliskie stosunki z pozostałymi krajami wyszehradzkimi i Włochami.
Mówimy jednak o konferencji, której głównym organizatorem są Stany Zjednoczone. Czy pana obecność to sygnał zwrotu brazylijskiej polityki zagranicznej ku Ameryce?