Kuba Gąsiorowski: Czemu (nie) należy wierzyć w pogłoski o upadku Ameryki

Choć wielu ekspertów snuje kasandryczne wizje utraty przez Stany Zjednoczone prymatu na rzecz Chin, to niektórzy trzeźwo zauważają, że nie jest to pierwsza taka sytuacja w dziejach USA.

Aktualizacja: 01.06.2020 06:26 Publikacja: 31.05.2020 13:01

Kuba Gąsiorowski: Czemu (nie) należy wierzyć w pogłoski o upadku Ameryki

Foto: AFP

W klasyku kina science-fiction z 1986 r. pt. „Planeta Małp” jest taka scena, w której główny bohater znajduje na plaży ruiny Statuy Wolności – scena symbolizująca upadek świata, który znał. Ten obrazek przypomina mi się za każdym razem, kiedy słyszę, że Stany Zjednoczone są na przegranej pozycji w rywalizacji z Chinami. Najczęściej te opinie opieramy w Polsce na tym, co sami Amerykanie piszą i mówią o swojej sytuacji w różnorakich raportach think-tanków, artykułach, czy na konferencjach.

Problem polega na tym, że Amerykanie mają bardzo długą historyczną tradycję popadania w kasandryczne tony i równie długą tradycję wyszukiwania sobie przeciwnika, któremu przypisują daleko większą moc sprawczą niż on rzeczywiście posiada.

Zajrzyjmy na karty historii, by poszukać odpowiedzi na pytanie: czy powinniśmy wierzyć w pogłoski o upadku USA, które płyną do nas zza oceanu?

Zawsze „o krok” od upadku

Jeśli się dobrze zastanowić to pierwsze pogłoski o kryzysie i upadku Stanów Zjednoczonych sięgają czasów sprzed uchwalenia konstytucji USA. Ale nie trzeba sięgać tak daleko w czasie. W książce „Mit upadku Ameryki” Josef Joffe, współpracownik Hoover Institution na Uniwersytecie Stanforda, przeanalizował sytuację od połowy XX wieku.

Przez spory kawał poprzedniego stulecia Ameryka obawiała się, iż została daleko w tyle za Związkiem Radzieckim. Symbolem tego strachu stało się wystrzelenie w latach 50. XX wieku radzieckich satelitów, tzw. „sputników”, na orbitę okołoziemską. W ten sposób Sowieci mieli wysuwać się na czoło wyścigu technologicznego.

W latach 70. XX wieku – do których wielu porównuje nasze czasy – Amerykę trawił kryzys za kryzysem, między innymi energetyczny. Henry Kissinger, tytan w świecie stosunków międzynarodowych, a podówczas sekretarz stanu w administracji prezydentów Nixona i Forda, patrząc za okno, przewidywał zmierzch USA. Kissinger mówił, że Stany Zjednoczone „przekroczyły swój punkt szczytowy” i zmierzają do upadku.

Z kolei w latach 80. XX wieku patrzono z lękiem na rosnącą gospodarkę Japonii. Znany analityk George Friedman popełnił w tym czasie nawet książkę pod tytułem „Nadciągająca wojna z Japonią”.

Współcześnie Amerykanie boją się utraty swojego prymatu na rzecz Chin. I niektórzy już teraz trzeźwo zauważają, że to nie pierwsza taka sytuacja w dziejach USA. Przykładowo w artykule, który ukazał się w maju na łamach „Washington Post”, David Ignatius przywołuje słowa jednego ze strategów prezydenta Obamy, który stwierdzał, że „tak jak w przeszłości z rzekomą «luką w potencjale rakietowym» między nami a Sowietami w latach 50. i rzekomo niepowstrzymaną japońską gospodarką z lat 80 mamy «wielkie straszne» Huawei”. Analogicznie, Fareed Zakaria, pisząc dla prestiżowego magazynu „Foreign Affairs”, również wskazuje, że obawy dotyczące Chin mogą być z historycznej perspektywy przesadzone.

Nawet wcześniej wspominany Henry Kissinger, który dawniej wieszczył koniec Stanów Zjednoczonych, w 2013 r. pozytywnie ocenił książkę Joffego o „Micie upadku Ameryki”, mówiąc, że „skutecznie obala ona przekonanie, że Ameryka straciła swój prymat”.

I wreszcie trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jedną rzecz. Amerykański historyk, Richard Hofstader, sformułował kiedyś pojęcie tradycji „myślenia paranoicznego” w Stanach Zjednoczonych. Na bazie tego pojęcia inni historycy, w tym przede wszystkim Gordon S. Wood, dostrzegli, iż Amerykanie zawsze wyglądają skądś zagrożenia dla swojego państwa. Co więcej często to zagrożenie przeceniają. Jak obrazowo ujął to Edmund Burke, ojciec nowoczesnego angielskiego konserwatyzmu i członek Izby Gmin w trakcie Rewolucji Amerykańskiej: „Amerykanie węszą nadejścia tyranii w każdym powiewie morskiej bryzy”.

Ameryka upada, czy nie?

Daleki jestem od twierdzeń o tym, że Stany Zjednoczone na sto procent nie pozwolą przegonić się Chinom. Przecież w wielu aspektach już straciły pierwsze miejsce, a potencjał i wyzwanie Chin są bez precedensu przez wzgląd na samą skalę Państwa Środka. A historia to nie jest magiczna kula, z której można wyczytać przyszłość.

Jednak wobec zalewu treści wieszczących definitywne prześcignięcie USA przez Chiny postanowiłem w tym tekście dla przeciwwagi zebrać kilka głosów przeciwnych.

Pamiętajmy, że dotychczas widmo prześcignięcia Stanów Zjednoczonych czy to przez Związek Radziecki, czy przez Japonię, czy przez kogokolwiek innego nigdy się nie ziściło. Nie stało się to jednak automatycznie: wymagało od Amerykanów dostrzeżenia problemu i konkretnego wysiłku. Co więcej pomocne okazywały się własne problemy owych geopolitycznych rywali, które Amerykanie bagatelizowali, jednocześnie wyolbrzymiając własne trudności.

Moim zdaniem te amerykańskie narzekania nie są przejawem choroby, wręcz przeciwnie. To znaczy, że Amerykanie dostrzegają problem. A wiedzieć, że ma się problem i trzeba się wziąć do roboty – to już jest coś.

Ponadto Chiny przecież mają własne istotne kłopoty jak zanieczyszczone środowisko, demografia, czy – teraz – ryzyko ograniczenia dostępu do rynków międzynarodowych, w sytuacji gdy Pekin może nie być jeszcze gotowy by polegać w odpowiednim stopniu na rynku wewnętrznym. Czyli widać, że mamy też obecny drugi składnik, który pozwalał Waszyngtonowi wygrywać w przeszłości.

Dlatego jeszcze nie spisujmy USA na straty, ale też nie stawiajmy wszystkich pieniędzy na Waszyngton. Przede wszystkim obserwujmy, nadstawiajmy uszu i myślmy sami za siebie.

Jakub Gąsiorowski – doktor nauk prawnych, ekspert w dziedzinie historii amerykańskiej myśli politycznej i prawnej, alumn stypendium Fulbrighta, adwokat aktywny w handlu międzynarodowym

W klasyku kina science-fiction z 1986 r. pt. „Planeta Małp” jest taka scena, w której główny bohater znajduje na plaży ruiny Statuy Wolności – scena symbolizująca upadek świata, który znał. Ten obrazek przypomina mi się za każdym razem, kiedy słyszę, że Stany Zjednoczone są na przegranej pozycji w rywalizacji z Chinami. Najczęściej te opinie opieramy w Polsce na tym, co sami Amerykanie piszą i mówią o swojej sytuacji w różnorakich raportach think-tanków, artykułach, czy na konferencjach.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?