Ba Si, jak tłumaczy mężczyzna, który nie chce zdradzać prawdziwych personaliów, to jego "kurdyjskie imię". 25-latek z Chin, który wszedł w skład kurdyjskich Powszechnych Jednostek Obrony, oddziałów do których dołączają zagraniczni bojownicy, jak dotąd dwa razy walczył na linii frontu. Co ciekawe Chińczyk nie mówi ani po angielsku, ani po arabsku - a ze swoimi towarzyszami broni porozumiewa się za pomocą... elektronicznego słownika.

Pan w rozmowie z BBC tłumaczy, że dołączył do Kurdów walczących z Daesh, ponieważ chciał pomóc w walce z największym wrogiem ludzkości. - Oni zabrali zbyt wiele niewinnych żyć - mówi i dodaje, że czuł, iż musi wziąć udział w walce z terrorystami. 25-latek twierdzi też, że Daesh wyszkoliło wielu Chińczyków i odesłało ich z powrotem do Chin. Władze chińskie od pewnego czasu oskarżają Ujgurów o związki z islamistami. 

Chińczyk dotarł do Syrii przez Turcję. W Chinach nie miał stałej pracy i - jak przyznaje - niedawno rozstał się z dziewczyną.

Ba Si Pan mówi, że zainspirowała go historia Huang Leia - Brytyjczyka o chińskich korzeniach, który dołączył do Kurdów i zyskał dużą popularność w internecie. W maju jego historię opisywały chińskie media. 25-letni Chińczyk liczył, że spotka Huang Leia w Syrii, ale okazało się, że ten wrócił już do Wielkiej Brytanii.