W ostatniej chwili, bo 23 grudnia, rząd przyjął projekt budżetu na 2020 r. Ma to być – zgodnie z obietnicą premiera Mateusza Morawieckiego – budżet zrównoważony, czyli z wydatkami i dochodami na poziomie ok. 435,3 mld zł. Deficyt w wysokości 1,2 proc. PKB pojawić się ma tylko w całym sektorze finansów publicznych.
Premier Morawiecki podczas poniedziałkowej konferencji podkreślał, że dzięki temu budżetowi możemy spokojnie patrzeć w przyszłość mimo zawirowań w światowej gospodarce. I że zabezpiecza on wszystkie potrzeby i programy społeczne realizowane przez rząd, takie jak: obniżka PIT, 500+ na każde dziecko, 13. emerytura, podwyżka minimalnego świadczenia emerytalnego do 1200 zł, więcej pieniędzy na drogi lokalne, na wynagrodzenia w sferze budżetowej, na zdrowie, wykluczonych itp.
W porównaniu z projektem budżetu na 2020 r. przedstawionym przez rząd we wrześniu, wydatki zwiększyły się o ok. 5 mld zł, głównie w obszarze ubezpieczeń społecznych. Za to strona dochodowa, jeśli weźmiemy pod uwagę zamieszanie z limitem składek na ZUS – aż o 10 mld zł.
Przypomnijmy, że zniesienie tego limitu miało przynieść budżetowi ok. 5,3 mld zł netto. Pod naciskiem partii Jarosława Gowina posłowie PiS wycofali jednak taki projekt z Sejmu, co oznaczało, że rząd musi znaleźć gdzieś dodatkowe pieniądze. Gdzie je znalazł?
Okazuje się, że likwidacja OFE może być lekiem na prawie wszystko. Przenosząc nasze aktywa z OFE na indywidualne konta emerytalne, rząd pobierze tzw. opłatę przekształceniową (czyli pobierze z góry podatek od emerytur wypłacanych w przyszłości). Opłata ta ma wpłynąć do systemu ubezpieczeń społecznych, dzięki czemu mniejsza może być dotacja z budżetu centralnego do FUS, w dwóch transzach – w 2020 oraz 2021 r. O ile jednak na początku (wedle propozycji z kwietnia) miały to być równe transze, o tyle obecnie zdecydowana większość ma zasilić system już w przyszłym rok. W sumie ma to być ok. 18,3 mld zł (a w 2021 r. – 4,4 mld zł).