Wielkie manewry europejskich negocjatorów zaczną się w poniedziałek, gdy na malutkiej wysepce Ventotene spotykają się François Hollande, Angela Merkel i Matteo Renzi. To miejsce włoski premier wybrał nieprzypadkowo: to właśnie tu, osadzony w więzieniu przez Mussoliniego, Altiero Spinelli napisał założycielski program europejskich federalistów.
Renzi chce pójść w tym samym kierunku. Marzy o zawarciu nowego „politycznego paktu" w 60. rocznicę podpisania traktatu rzymskiego z 1957 r., dzięki któremu powstały Wspólnoty Europejskie. Zdaniem szefa włoskiego rządu, aby kolejne kraje nie poszły śladem Wielkiej Brytanii, a Unia odzyskały wigor i dynamizm, należy przekazać Brukseli dodatkowe kompetencje, w szczególności w sprawach finansowych i ekonomicznych, a także obrony i polityki migracyjnej. Renzi ma nadzieję, że Unia wreszcie porzuci inspirowaną przez Berlin politykę zaciskania pasa i uruchomi fundusze, które wyrwą z marazmu m.in. włoską gospodarkę.
– W tym względzie mamy już poparcie Francji. Teraz musimy przekonać do tego Niemcy – zapowiedział pod koniec minionego tygodnia minister ds. europejskich Sandro Gozi.
Czy Włochom rzeczywiście uda się narzucić na szczycie w Ventotene federalną wizję Europy, która później zostanie przyjęta przez 27 krajów na nieformalnym spotkaniu w Bratysławie 16 września (na spotkanie nie została zaproszona Theresa May)?
W czwartek wieczorem w pałacu w Mesebergu na północ od Berlina Merkel spotkała się z Donaldem Tuskiem. Przewodniczący Rady Europejskiej rozpoczął objazd wszystkich krajów Unii, aby wysondować, jak ma wyglądać Wspólnota po wyjściu z niej Brytyjczyków. Od kanclerz usłyszał jednak, że przekazanie kolejnych kompetencji Brukseli tylko napędzi nowych głosów takim eurosceptycznym ugrupowaniom, jak Alternatywa dla Niemiec (AfD). A to oznacza, że Merkel, która w piątek spotka się w Warszawie z premier Beatą Szydło i przywódcami pozostałych krajów Grupy Wyszehradzkiej, bliżej jest do stanowiska Polski niż włoskich federalistów.