Przegonić Niemcy w Polsce (i nie zbankrutować)

Paweł Dobrowolski przygotował ciekawe opracowanie dla Warsaw Enterprise Institute.

Publikacja: 13.12.2015 08:33

Piotr Aleksandrowicz

Piotr Aleksandrowicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

To bilans otwarcia 2016 dla Polski ograniczony do zaledwie 3 bardzo starannie dobranych kryteriów, czy jak chce autor - wyzwań: poziomu PKB w Polsce w porównaniu z PKB w Niemczech (wyzwanie: przegonić Niemcy), stanu zadłużenia publicznego i prywatnego w relacji do PKB (wyzwanie: uniknąć kryzysu niewypłacalności) i salda migracji Polaków, czyli wyjeżdżający minus powracający do Polski (wyzwanie: jakość życia w Polsce).

W I kategorii wskaźnik wynosi 54,6 proc dla 2014 roku (Dobrowolski daje dane dla 2013 roku 53,5 proc.), ale dla PKB liczonego według siły nabywczej (PPP). Gdyby brać pod uwagę wielkości nominalne produkt per capita w Polsce stanowiłby zaledwie 30,7 proc. niemieckiego. Myślę, że obie wartości są pouczające, nominalna również. Po pierwsze dane PKB według siły nabywczej obarczone są błędami (a czasem manipulacjami) nieuchronnymi przy porównywaniu różnych towarów, ich jakości itd., by uzyskać przelicznik PPP. Po drugie, dane nominalne pokazują w sposób bardzo pouczający (wraz z tymi według siły nabywczej) jak niedowartościowana jest miejscowa waluta w wyniku błędów polityki gospodarczej, zamieszania politycznego w kraju, czy zagrożeń płynących z nierównowag w bilansie płatniczym itd. Po trzecie wreszcie, jak się jedzie zagranicę, a także w całej sferze międzynarodowej wymiany handlowej, w warunkach globalizacji etc., obowiązuje jednak wartość nominalna, a nie PPP. Jeżeli w Polsce w wyniku polityki władz kurs złotego jest o połowę niedowartościowany, to nie dziwmy się, że m.in. dlatego zarabiamy kilka razy mniej niż nasi partnerzy biznesowi na Zachodzie.

Kwestia zagrożenia niewypłacalnością to drugie wyzwanie. Tu Dobrowolski daje upust swoim obawom o długi nie tylko publiczne, ale i prywatne, bo ich załamanie może doprowadzić w Polsce do kryzysu bankowego na całkiem sporą skalę. Dane sumaryczne dotyczące długu (publiczny, bankowy, korporacyjny, konsumencki itd. ) sięgają już w Polsce 200 procent rocznego PKB. Nie jest wcale powiedziane, że szybki przyrost, jak w ostatnich latach (podwojenie długu od 1999 roku) jest dowodem cywilizowania Polski. Równie dobrze wejścia na drogę do potencjalnego bankructwa. Jak wybija Dobrowolski „średniej wielkości półperyferyjna gospodarka bardzo ryzykuje, gdy zwiększa dług w czasie kryzysu zadłużenia państw centrum gospodarczego". Miarą tego ryzyka jest wyższa rentowność polskich obligacji rządowych – o 2 punkty procentowe w stosunku do niemieckich i czeskich. Natomiast memento mori stanowi obserwacja, że od 50 lat każdy kryzys w Polsce zaczynał się od... podwyższenia stóp procentowych przez Federalną Rezerwę w USA.

Wreszcie oryginalne jest przyjęcie, jako miary jakości życia w Polsce, salda emigracji i powrotu z niej. Obecnie to saldo wynosi co roku około 60 tys. osób, których ubywa netto z Polski. Ciekawe informacje w tym rozdziale dotyczą na przykład motywacji wyjeżdzających młodych ludzi, których rozwój w Polsce blokują bardzo niskie płace oraz wysokie podatki i składki w porównaniu z kosztami wynajmu mieszkań w miastach takich jak Warszawa czy Gdańsk, a zatem tam, gdzie jest dla nich praca. Wyjazd do Dublina za chlebem może być w praktyce łatwiejszy niż do stolicy, Gdańska czy Krakowa.

Bilans otwarcia Pawła Dobrowolskiego po prostu się dobrze czyta; napisany jest prostym językiem i wyposażony w starannie dobrane dane. No i będzie za cztery lata świetnym miernikiem efektów rządów PiS.

To bilans otwarcia 2016 dla Polski ograniczony do zaledwie 3 bardzo starannie dobranych kryteriów, czy jak chce autor - wyzwań: poziomu PKB w Polsce w porównaniu z PKB w Niemczech (wyzwanie: przegonić Niemcy), stanu zadłużenia publicznego i prywatnego w relacji do PKB (wyzwanie: uniknąć kryzysu niewypłacalności) i salda migracji Polaków, czyli wyjeżdżający minus powracający do Polski (wyzwanie: jakość życia w Polsce).

W I kategorii wskaźnik wynosi 54,6 proc dla 2014 roku (Dobrowolski daje dane dla 2013 roku 53,5 proc.), ale dla PKB liczonego według siły nabywczej (PPP). Gdyby brać pod uwagę wielkości nominalne produkt per capita w Polsce stanowiłby zaledwie 30,7 proc. niemieckiego. Myślę, że obie wartości są pouczające, nominalna również. Po pierwsze dane PKB według siły nabywczej obarczone są błędami (a czasem manipulacjami) nieuchronnymi przy porównywaniu różnych towarów, ich jakości itd., by uzyskać przelicznik PPP. Po drugie, dane nominalne pokazują w sposób bardzo pouczający (wraz z tymi według siły nabywczej) jak niedowartościowana jest miejscowa waluta w wyniku błędów polityki gospodarczej, zamieszania politycznego w kraju, czy zagrożeń płynących z nierównowag w bilansie płatniczym itd. Po trzecie wreszcie, jak się jedzie zagranicę, a także w całej sferze międzynarodowej wymiany handlowej, w warunkach globalizacji etc., obowiązuje jednak wartość nominalna, a nie PPP. Jeżeli w Polsce w wyniku polityki władz kurs złotego jest o połowę niedowartościowany, to nie dziwmy się, że m.in. dlatego zarabiamy kilka razy mniej niż nasi partnerzy biznesowi na Zachodzie.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację