Dlatego nie ma się co dziwić, że eksperci zajmujący się bezpieczeństwem w sieci biją na alarm. Tylko czy ktokolwiek ich słucha?

Według analizy kolejnej firmy Polska ma się czego bać. Już wcześniej bank inwestycyjny BofA Merrill Lynch w raporcie umieścił nasz kraj wśród 20 państw o najwyższym poziomie cyberprzestępczości. Jednocześnie zauważył, że w związku ze wzrostem odsetka osób korzystających z internetu będzie rosła skala zagrożenia z tego kierunku.

Przykładów jest aż nadto. Na serwisach społecznościowych użytkownicy czasem zupełnie nieświadomie zamieszczają na swój temat tyle informacji, że sami wystawiają się na cel przestępców – nie tylko w cyberstrefie. Bo jeśli ktoś dokładnie informuje, gdzie mieszka, kiedy jedzie na wakacje i na jaki czas, to naprawdę nietrudno wykorzystać te informacje w nielegalny sposób.

Podobnie jest z niefrasobliwym korzystaniem z internetu. Ciekawe, ilu użytkowników smartfonów zdobyło się na inwestycję w program antywirusowy? Tymczasem wielu za pośrednictwem tego urządzenia wchodzi na swoje konto bankowe. Równie ryzykowne jest korzystanie z bezpłatnych sieci Wi-Fi, najczęściej wcale niezabezpieczanych, ale za to darmowych.

Wymieniać można dalej, a zmian w świadomości konsumenckiej nie widać. Najwyraźniej trzeba samemu stać się ofiarą ataku, aby gruntownie zmienić swoje podejście do bezpieczeństwa. Wyżej podpisany dokonał takiego przewartościowania swojego postępowania po wyczyszczeniu mu konta bankowego właśnie w efekcie włamania hakerskiego. Pieniądze udało się ostatecznie odzyskać, ale trwało to wiele tygodni i pochłonęło masę czasu i nerwów. Ale większość osób, z którymi na ten temat rozmawiałem, nie dostrzega zagrożeń związanych z niefrasobliwym korzystaniem ze smartfona. Zapewne do czasu. Ale akurat w tym przypadku zdecydowanie lepiej uczyć się na cudzych błędach.