Generalnie polskie firmy, a nawet szerzej – cała gospodarka – mają się bardzo dobrze. Biznes się kręci, zwłaszcza ten większy, państwowy. Menedżerowie często chwalili się rekordowymi wynikami finansowymi osiąganymi w kraju i za granicą. W modzie były tematy związane z wszechobecnymi innowacjami, nowymi technologiami czy pomysłami dotyczącymi rozwoju elektromobilności. Z powodu rosnących cen energii i praw do emisji CO2 gwałtownie wrócił też temat konieczności rozwoju energii odnawialnej.
Jednocześnie dało się wyczuć pewien element niepewności i zaniepokojenia. I nie chodzi tylko o zbyt częste w ostatnich latach zmiany legislacyjne w naszym kraju. – Trzeba się przygotować na trudniejsze czasy – mówili często nasi rozmówcy.
Powód? Obawy o kondycję rynków wschodzących (Turcja, Argentyna, Indie), kłopoty mocno zadłużonych Włoch, skutki ewentualnego brexitu czy w końcu wojna handlowa pomiędzy Chinami i USA.
Spowolnienie ma nie być znaczące i nazbyt mocno odczuwalne, a pierwszym jego sygnałem mogą być zdecydowanie słabsze ostatnimi czasy wskaźniki nastrojów przedsiębiorców niemieckich, najważniejszego dla Polski partnera handlowego. Najbardziej jednak skrajna prognoza, jaka została przedstawiona na forum, należała do pracowników naukowych Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Wieszczą oni zbliżającą się recesję w Europie, a zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej. Jej przyczyną ma być załamanie konsumpcji oraz spadek aktywności w przemyśle.
Najsłabszym ogniwem gospodarki okazuje się branża budowlana. Co prawda wartość robót znacząco rośnie, jednakże słychać bardzo niepokojące głosy ostrzegawcze. Tutaj szczególnie brakuje rąk do pracy, co skutkuje w najlepszym wypadku prośbą wykonawcy o renegocjowanie warunków współpracy, a w czarnym scenariuszu – nawet wycofywaniem się z umów. To odbija się na marżach firm budowlanych. Za chwilę mogą się pojawić zatory płatnicze. I przede wszystkim odbija się to na i tak kulejących w gospodarce inwestycjach prywatnych.