Auta dostawcze to woły robocze w każdej firmie. Wzrost ich sprzedaży to zawsze dobra wiadomość o rosnącej koniunkturze. Dziś bardzo trudno jest powiedzieć, czy to będzie jednostkowy spadek czy też początek niekorzystnego trendu. To się okaże w następnych miesiącach.
Ale powodów, dla których tak się właśnie stało, jest kilka. Może to być chociażby wyraz obaw o przyszłość silników diesla, o których coraz częściej mówi się, że nie będą wpuszczane do centrów miast. A już zwłaszcza trwającej w Niemczech publicznej debaty, która jest następstwem afery spalinowej. Gdyby w jej efekcie ucierpiały diesle, byłoby to typowe wylewanie dziecka z kąpielą. Jednak wykluczyć takiej ewentualności nie można.
I chociaż jest bardzo mało prawdopodobne, aby takie regulacje szybko zostały wprowadzone także w Polsce, to jednak nie można zapominać, że ciężarówki nadal najczęściej napędzane są dieslem i jeżdżą nie tylko po kraju, ale i za granicę. Warto więc z decyzją o zakupie poczekać, aż cała sprawa się wyjaśni.
Niejasna jest też przyszłość tzw. delegowania pracowników i unijnych nacisków, by kierowcy z krajów Europy Środkowej byli opłacani tak samo jak ich francuscy czy niemieccy koledzy. Z góry wiadomo, że dla polskich firm spedycyjnych taka opcja jest nie do przyjęcia.
Jest jeszcze jeden element tej układanki: opłata paliwowa. Wprawdzie projekt jej wprowadzenia został wycofany, ale mało kto ma wątpliwości co do tego, że wróci tylnymi drzwiami. Koszt działalności gospodarczej, gdzie 40 proc. stanowią zakupy paliwa, poszedłby natychmiast w górę. Z tego też powodu warto poczekać z inwestycjami.