Ale popatrzmy na fakty – najpierw wszyscy słali SMS-y, bo połączenia w kraju były za drogie. Z powodu tych wysokich kosztów jedna z sieci pod koniec XX wieku uruchomiła usługę, w której pięć pierwszych sekund było za darmo, by nie płacić za pomyłkowo wybrane numery. Ze studiów pamiętam, że zakochani wykorzystywali to na potęgę. W dodatku, studiując na uczelni na granicy Polski i Niemiec, na bieżąco byłam niestety z niebotycznymi stawkami roamingu.

Kiedy wydawało się, że smartfon w kieszeni to już wszystko, co można ugrać z telekomami, zaczęły upadać kolejne ich bastiony. Pojawiły się darmowe pakiety rozmów. Potem weszły darmowe połączenia w ramach bardzo już niedrogich abonamentów. Potem – nie wierzyłam własnym oczom – spadły ceny roamingu. Spadające ceny rozmów międzynarodowych, między telefonem zarejestrowanym w Polsce a, na przykład, w Portugalii, wrażenia już jednak nie robią. Przez długi okres drogich połączeń, gdy pod ręką dostępny był też internet, świat się dostosował do telekomunikacyjnych objazdów. Może Facebook nadużywa danych osobowych, ale poza tym – umożliwia wysyłanie wiadomości, rozmowy telefoniczne i wideo. Jest jeszcze WhatsApp, Viber czy inne podobne aplikacje, tych używają nawet pokolenia, którym z mediami społecznościowymi nie jest po drodze. Zbyt liczne grupy młodych Polaków, którzy wyjechali za granicę, nauczyły swoich rodziców korzystania z technologii, by być w kontakcie. Doceniam więc miłe gesty, wciąż pamiętając, że to nie ich własna decyzja, ale naciski Unii Europejskiej. Tej, do której podobno dopłacamy. Jaki będzie efekt tych rozwiązań? Może więcej biznesu ponad granicami, a może po prostu wygodniejszy świat. Chodzi o to, że rozmowy dawno opuściły już monopol telekomów. Coś niewiarygodnego.