Pod koniec ubiegłego tygodnia po spotkaniu z premierem Irlandii Leo Varadkarem szef Rady Europejskiej Donald Tusk powiedział, że Unia jest gotowa oprzeć dwustronne relacje na modelu „Kanada plus, plus, plus". Chodzi o strefę handlu, w ramach której zniknęłyby wszystkie cła i kontyngenty, choć nie kontrole norm towarów. – Powinniśmy z łatwością przejść do tego modelu i dojść do porozumienia, które jest korzystne dla Wielkiej Brytanii, do zaakceptowania przez parlament i dobre dla Brukseli – powiedział David Davis, jeden z liderów wrogiego wobec Theresy May obozu zwolenników twardego brexitu.
Ale to nie rozwiązuje tzw. kwestii irlandzkiej: zapobieżenia przywróceniu kontroli na granicy z Ulsterem, co groziłoby załamaniem procesu pokojowego. W szczególności Francuzi obawiają się, że wówczas unijny rynek zaleją produkty z krajów, które nie respektują europejskich norm, a z którymi Londyn na własną rękę podpisze umowy o wolnym handlu. Dlatego do czasu zawarcia ostatecznego porozumienia May forsuje nieco bardziej ambitne rozwiązanie: unię celną, jak ta, która wiąże dziś UE z Turcją. To układ, w którym Londyn zrzeka się na rzecz Brukseli prowadzenia polityki handlowej. Sama Irlandia Północna miałaby zaś pozostać w tym czasie w jednolitym rynku, co oznacza konieczność kontroli towarów między nią a resztą kraju.
– Mamy projekt umowy wyjścia, który jest uzgodniony ze stroną brytyjską w 80 proc. Umowa dobrze realizuje polskie interesy na tym etapie procesu wychodzenia Wielkiej Brytanii z Unii. Jesteśmy bardzo blisko, ale aktualny etap jest najtrudniejszy. Tylko polityczna wyobraźnia w rozmowach pozwoli doprowadzić ten proces do końca – mówi „Rzeczpospolitej" minister ds. europejskich Konrad Szymański.
I rzeczywiście, nawet jeśli May przekona do swojego pomysłu Brukselę, musi jeszcze uzyskać jego zatwierdzenie w brytyjskim parlamencie. A o to będzie bardzo trudno. Unioniści z Ulsteru, bez których May nie ma większości, nie chcą żadnych wyjątkowych rozwiązań dla swojej prowincji. Zwolennicy twardego brexitu uważają, że May idzie na zbytnie ustępstwa wobec Brukseli, a Partia Pracy – że nadmiernie poluzowuje więzy z Unią.
Z kwalifikacjami i bez
Wiadomo natomiast, że od 1 stycznia 2021 r. Londyn zniesie preferencje dla imigrantów z Unii. Wpuszczani będą tylko dobrze zarabiający fachowcy. A to może być ważne dla polskiego rynku pracy. Nawet jeśli do kraju nie ściągną na większą skalę Polacy, którzy żyją na Wyspach od lat i którym May zagwarantowała utrzymanie obecnych praw, to pracodawcy nad Wisłą mogą się spodziewać choćby części tzw. migrantów wahadłowych, którzy dzisiaj pracują za funty po kilka miesięcy w roku.
– Wielka Brytania jest największym rynkiem pracy dla Polaków. Po brexicie inne kraje nie będą w stanie zaabsorbować całej podaży pracowników z Polski – ocenia Robert Pater z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania. I zwraca uwagę, że krajowi pracodawcy desperacko wręcz szukają nie tylko robotników wykwalifikowanych, ale także tych bez kwalifikacji. – Wielu młodych ludzi, kończąc szkołę, od razu jedzie do pracy na Zachód, często do Wielkiej Brytanii, gdzie mają krewnych albo znajomych – twierdzi Pater.