Jeśli ktoś jedzie bez ważnego biletu publicznym środkiem transportu w Reykjaviku, zostanie jedynie poproszony o opuszczenie pojazdu. W Londynie zapłaci 1000 funtów. Podobnie jeśli postanowimy wypić piwo w miejscu publicznym. Za to samo zapłacimy „tylko" 600 euro w Madrycie. Tyle samo będzie nas to kosztowało na Ibizie, gdzie władze jednak taką samą wysokością mandatu karze osoby, które na ulicy postanowiły się napić wody. W Polsce - dla przypomnienia - ktoś, kto trochę wypił, ale stwarza problemy otoczeniu może zapłacić nawet 1500 złotych.

W Berlinie picie w publicznych miejscach, poza restauracjami, jest dozwolone, ale jeśli ktoś zaczyna rozrabiać, to policja się nie patyczkuje – zostaje aresztowany i grozi mu kara więzienia, w Brukseli grozi za to areszt do 12 godzin i kara, którą ustali sąd.

A palenie w miejscach gdzie jest to zakazane? W niektórych miastach jest to wyjątkowo kosztowne. W Dublinie mandat za to wykroczenie wynosi 3 tys. euro. W Budapeszcie jest znacznie taniej, bo jedynie narażamy się, że ktoś nam zwróci uwagę. Tak samo jest w Kopenhadze i Helsinkach. W Warszawie - 600 złotych.

Kosztowne, praktycznie wszędzie, z wyjątkiem Rejkiawiku jest niechęć do korzystania z toalet w miejscach publicznych. W Rzymie wiąże się to z karą w wysokości 10 tys. euro, w Wiedniu - 700 euro, w Warszawie 1,5 tys. złotych. W Budapeszcie takie zachowanie naraża nas na karę od 30 do 150 euro, zapewne zależy to od miejsca w których ktoś zdecydował się załatwić potrzebę, w Lizbonie jest trochę drożej - 25-250 euro.

Dość niskie są mandaty we Francji. Picie alkoholu na ulicy nie zostało uznane za naganne, za palenie papierosów w miejscu niedozwolonym zapłacimy jedynie 68 euro (ale papierosy są bardzo drogie), 150 euro kosztuje udział w rozróbie po pijanemu (ostrzeżenie dla kibiców), a 100 euro jazda bez biletu.