W poniedziałek wycofały na konsultacje swoich ambasadorów z Warszawy i Wilna. Szef służby prasowej białoruskiego resortu spraw zagranicznych Anatolij Hłaz informował w piątek o wezwaniu ambasadorów Polski i Litwy, którym przekazano, że do 9 października liczba polskich i litewskich dyplomatów na Białorusi ma się znacząco skurczyć. Z 50 obecnych dyplomatów RP w kraju trwających od dwóch miesięcy protestów miałoby pozostać jedynie 18. Litwa miałaby zmniejszyć swój personel dyplomatyczny z 24 do 14 osób.
Szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau propozycje Mińska komentował na Twitterze jeszcze w piątek. Oświadczył, że razem ze swoim litewskim odpowiednikiem Linasem Linkevičiusem „nie zamierzają wzywać ambasadorów na konsultacje". Ale już w sobotę białoruski MSZ poinformował, że propozycje odnośnie zmniejszenia liczby dyplomatów „są obowiązkowe do wykonania". Co ciekawe, komunikat ten pierwsze przekazały nie białoruskie, lecz rosyjskie rządowe media.
„Była PRL"
Polscy dyplomaci w Mińsku sprawy nie komentują. To oni wydają obywatelom Białorusi prawie połowę wszystkich wiz Schengen w tym kraju (około 350 tys. w 2018 roku). A to oznacza, że zmniejszenie liczby dyplomatów jeszcze bardziej obciąży polskie placówki dyplomatyczne i wydłuży kolejki Białorusinów oczekujących na wizy. Ale nie chodzi jednak tylko o wizy. Polscy dyplomaci na Białorusi zajmują się również wydawaniem Kart Polaka mieszkającym na Białorusi rodakom. M.in. weryfikują pochodzenie polskie i znajomość języka polskiego. Rocznie Polska na Białorusi wydaje kilka tysięcy takich dokumentów (w latach 2008–2019 wydano ponad 137 tys.). Kartę Polaka można otrzymać też w Polsce, ale by tu przyjechać, obywatel Białorusi musi posiadać wizę.
– Od samego początku władze w Mińsku przedstawiały Polskę jako państwo agresywne, które jakoby steruje protestami na Białorusi i odpowiada za sytuacje w naszym kraju. Mówiono nawet, że Polska chce zająć część Białorusi – mówi „Rzeczpospolitej" Andrzej Poczobut, mieszkający w Grodnie polski dziennikarz i działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi. Przypomina, że białoruskie stacje rządowe od niedawna, relacjonując wydarzenia z Polski, podpisują nasz kraj „byłą Polską Republiką Ludową", Litwę nazywają „byłą Litewską SRR", a Ukrainę „byłą Ukraińską SRR". Wszystko dlatego, że żadne z sąsiadujących z Białorusią państw (oprócz Rosji) nie uznaje zwycięstwa Aleksandra Łukaszenki w wyborach 9 sierpnia, a publicyści i komentatorzy w tych państwach nazywają go często „byłym prezydentem Białorusi".
Litwa rozgniewała urzędującego od 1994 roku Łukaszenkę, gdyż pierwsza nie uznała wyników wyborów na Białorusi i przygarnęła wypchniętą z kraju Swiatłanę Cichanouską, czołową rywalką Łukaszenki w wyborach 9 sierpnia. Spotykała się już m.in. z premierem Polski Mateuszem Morawieckim i prezydentem Francji Emmanuelem Macronem.