– W tej sytuacji nie możemy czuć się bezpiecznie. Ale kto dzisiaj na Białorusi może czuć się bezpiecznie? – mówił w środę „Rzeczpospolitej" Andrzej Poczobut, znany dziennikarz i działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB). Komentował zatrzymanie szefowej ZPB Andżeliki Borys. W czwartek w Grodnie funkcjonariusze w kamizelkach weszli do mieszkania Poczobuta z rewizją, dziennikarza zatrzymano.
W tym samym czasie służby Łukaszenki wkroczyły do siedziby ZPB w Grodnie, a także w Wołkowysku i Lidzie, gdzie doszło do zatrzymania liderek tamtejszych oddziałów: Marii Tiszkowskiej i Ireny Biernackiej. Wcześniej przeprowadzono rewizje w ich domach oraz w prowadzonych przez ZPB szkołach społecznych. Spacyfikowano też grodzieńską redakcję portalu znadniemna.pl, podczas rewizji służby zarekwirowały cały sprzęt elektroniczny oraz nakłady gazety „Głos znad Niemna" i czasopisma „Magazyn Polski".
Przeczytaj także: Aresztowanym przez Łukaszenkę Polakom grozi 12 lat łagru
– Wygląda na to, że władze chcą rozbić największą polską organizację i sparaliżować jej działalność. Trwają masowe zatrzymania działaczy i nie wiemy, jaki los ich czeka – relacjonował w czwartek „Rzeczpospolitej" Andrzej Pisalnik, dziennikarz, redaktor portalu znadniemna.pl oraz wieloletni działacz ZPB. – Jesteśmy prześladowani za to, że jesteśmy Polakami – mówił.
Zarzuty Mińska
Prokuratura Generalna w Mińsku poinformowała w czwartek, że wobec Andżeliki Borys i „innych osób" wszczęto postępowania karne. Są oskarżani o „podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym, religijnym, językowym czy społecznym" oraz „rehabilitację nazizmu". Według białoruskiego prawa grozi za to od 5 do 12 lat łagrów.