To historia emigranta w Paryżu. Bardzo osobista, bo izraelski reżyser opowiedział o własnym doświadczeniu.

Po odbyciu służby wojskowej studiował filozofię w Tel Awiwie. Ale jednego dnia, pod wpływem impulsu, wyjechał z Izraela. Jak mówi, chciał uciec od losu, zacząć nowe życie. Wylądował na lotnisku w Paryżu i próbował odciąć się całkowicie od przeszłości, poczuć się jak Francuz. Nie mówił po hebrajsku, obsesyjnie wkuwał francuski słownik. Żył w nędzy, łapał doraźne, drobne prace. W  aklimatyzacji postanowił mu pomóc człowiek, którego przypadkiem poznał. Choć dzieliło ich wszystko, zaprzyjaźnili się. A jednak poczucie obcości pozostało. Lapid wrócił do Izraela, jak bohater jego filmu.

„To dzieło oryginalne, przekraczające granice filmowej narracji, z interesującym bohaterem, pokazujące różnice kulturowe i tożsamościowe. Zrealizowane z pewną dozą humoru i niosące subtelne polityczne przesłanie” - napisali jurorzy w uzasadnieniu werdyktu.

„Synonimy” rzeczywiście odznaczają się oryginalnością. Choć są nie tyle zapisem losu emigranta, co raczej jego metaforą. Opowieścią o niemożności wtopienia się w obce społeczeństwo i o stosunku do emigrantów.