Skokowy wzrost inflacji w grudniu – do 3,4 proc. – ograniczył opłacalność trzymania oszczędności w bankach. Realne oprocentowanie takich depozytów, które jest ujemne od niemal trzech lat, spadło jeszcze niżej. I będzie spadać dalej, bo inflacja zapewne jeszcze przyspieszy.
Czy to doprowadzi do odpływu depozytów z banków? Ekonomiści są zgodni w ocenach, że to bardzo mało prawdopodobne. – Rachunki bieżące, a więc gros oszczędności w systemie, funkcjonują od dawna z nominalnym oprocentowaniem bliskim zera i ujemnym realnym, a nie dochodzi do ich wycofywania: ich wolumen zależy w dużej mierze od poziomu dochodu narodowego – mówi Piotr Bartkiewicz, analityk mBanku.
– Przykłady krajów strefy euro pokazują, że reakcja klientów banków na ujemne stopy procentowe była mała – dodaje Jakub Rybacki, ekonomista ING Banku Śląskiego. Klienci patrzą głównie przez pryzmat zysków nominalnych, nie uwzględniając inflacji czy podatku od zysków kapitałowych. Najlepsze lokaty, głównie te promocyjne, mogą przynieść około 3 proc. zysku nominalnego w skali roku.
Jednak nawet gdyby depozyty zaczęły się kurczyć, bankom nie spędzałoby to snu z powiek – z powodu utrzymującej się dużej płynności w sektorze. Nie ma więc powodów, aby oczekiwać zahamowania akcji kredytowej, przed czym ostrzegał niedawno były prezes NBP Marek Belka.
– Jedyny problem, jaki w dłuższej perspektywie mógłby się ujawnić, to bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości. Ujemne w ujęciu realnym stopy procentowe stanowią czynnik nasilający napływ środków na ten rynek – podkreśla Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole w Polsce.