W piątek, 15 grudnia 2017 r., minie 226 lat od dnia, w którym Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalił pierwsze dziesięć poprawek do amerykańskiej konstytucji, gwarantujących podstawowe swobody i wolności obywatelskie. Wśród nich opoką demokracji jest pierwsza poprawka zakazująca ograniczania wolności słowa, religii i prasy. Kongres Stanów Zjednoczonych nie może pod żadnym pozorem uchwalać ustaw naruszających prawo do pokojowych zgromadzeń i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd. Urzędnicy, którzy ośmieliliby się ukarać jakąkolwiek amerykańską gazetę, stację telewizyjną czy dziennikarza głoszącego poglądy niezgodne z linią programową rządu federalnego, stanowego czy władz municypalnych trafiliby na długie lata do więzienia.

Ojcowie założyciele mieli różne wyobrażenie o amerykańskiej Unii, ale od dnia zwołania Pierwszego Kongresu Kontynentalnego 5 września 1774 r., wszyscy zgadzali się co do jednego: wolna od ucisku kolonialnego nowa republika musi chronić swoją heterogeniczność światopoglądową. Amerykanin może utracić niektóre prawa obywatelskie w wyniku prawomocnego wyroku sądu, ale nikt nie ma prawa zamknąć mu ust.

Wśród budowniczych młodej republiki bez wątpienia największym wizjonerem był James Madison. Podczas prac nad kształtem ustawy zasadniczej umiejętnie dążył do zachowania równowagi między władzą ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Opracowany przez niego ustrój polityczny bazujący na trójpodziale władzy, kontroli władzy wykonawczej przez ustawodawczą oraz suwerenności i niezawisłości sądów, sprawdza się niemal wzorcowo od 229 lat i nadal stanowi wzór dla reszty świata. Najważniejszym elementem tego mechanizmu jest nieskrępowana kontrola obywatelska nad ludźmi, którzy sprawują władzę. Wielokrotnie w historii Stanów Zjednoczonych próbowano osłabić działanie I poprawki do konstytucji poprzez naciski na prasę, stacje radiowe i telewizyjne, przekupywanie organizacji społecznych czy kontrolowanie społeczności internetowych. Za każdym razem kończyło się to nieuchronną porażką instytucji stojących za próbami zamachów na wolność słowa.

PiS nieustannie odwołuje się do amerykańskich doświadczeń. Politycy tej partii często powtarzają, że Ameryka jest niedoścignionym wzorem ustrojowym, pierwszym sojusznikiem politycznym i militarnym. Jednocześnie ta sama partia narusza najświętszą dla Amerykanów zasadę nietykalności mediów. Kara nałożona na TVN przez KRRiT za relacjonowanie zeszłorocznych protestów przeciw propozycji przepisów ograniczających pracę dziennikarzy w parlamencie jest dla naszych amerykańskich przyjaciół zza oceanu profanacją tych wartości, które stanowią fundament ich społeczeństwa. Tę skrajnie nieodpowiedzialną i stronniczą decyzją KRRiT wirtuozersko popsuła wizerunek naszego kraju za oceanem. Ekspertka KRRiT Hanna Karp, osiągnęła życiowy sukces na miarę szewca Herostratesa, który dla sławy spalił efeski Artemizjon. Dzięki tej pani i jej zleceniodawcom w przyszłym roku nasz kraj zostanie zmieszany z błotem w raporcie Departamentu Stanu USA na temat przestrzegania praw człowieka na świecie (2018 Human Rights Report). KRRiT zapewniła nam opinię nieokrzesanego państwa, w którym szykanuje się media za relacjonowanie demonstracji opozycji i karze dziennikarzy za własne poglądy.

Jak co roku raport trafi do Komisji Relacji Międzynarodowych Izby Reprezentantów i Komisji Spraw Zagranicznych Senatu Stanów Zjednoczonych, które kształtują politykę zagraniczną Waszyngtonu. Polska może się znaleźć na czarnej liście krajów, w których depcze się niezależność mediów prywatnych, a to będzie oznaczało radykalne ochłodzenie naszych stosunków z USA. Ameryka nam tego nie daruje.