Dąbrowska: Tylko władza nie powinna myć rąk

Rząd musi podejmować jasne decyzje, umieć je wytłumaczyć i konsekwentnie się ich trzymać. To ważne co najmniej tak, jak dezynfekcja rąk i trzymanie dystansu.

Aktualizacja: 01.10.2020 22:41 Publikacja: 01.10.2020 19:07

Dąbrowska: Tylko władza nie powinna myć rąk

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Wszystko wskazuje na to, że stoimy w obliczu kolejnego ostrego ataku koronawirusa. To dzieje się już, na naszych oczach. Nie tylko w Polsce. Czy dzięki wcześniejszym doświadczeniom z pandemią jesteśmy teraz mądrzejsi?

Na ulicach, w sklepach i restauracjach panuje dość przerażająca beztroska. W dużych miastach odbywają się koncerty, imprezy w klubach, wielkie wesela, zawody sportowe i inne zgromadzenia. Najgorsze nie jest jednak to, że się odbywają, tylko to, że reguły, zgodnie z którymi jest to możliwe, są całkowicie niejasne. I wygląda na to, że „swoje" wyrwał tylko ten, czyje interesy wydały się rządzącym ważniejsze.

Kto? Choćby branża weselna. Od samego początku likwidowania obostrzeń epidemiolodzy i lekarze przestrzegali, że dopuszczenie do tego, by 150 osób w warunkach mocno alkoholowych obcowało ze sobą tanecznie i kordialnie obściskiwało się z radości, że powstaje nowa komórka społeczna, jest groźnym absurdem. Czy naprawdę warto wyprawiać huczne wesele za cenę ryzyka utraty życia przez babcię czy wujka?

Dziś minister zdrowia Adam Niedzielski ze smutną miną komunikuje, że wesela stały się wylęgarnią wirusa. Ktoś się jeszcze temu dziwi? Dlaczego zmniejszamy liczbę osób, które mogą uczestniczyć w takim weselnym zgromadzeniu i różnicujemy ją w zależności od powiatu, dopiero teraz, kiedy jest prawie 2000 zachorowań?

Żeby przedsiębiorców nie trzeba było znów zwalniać z ZUS i płacić postojowego? To może lepiej powiedzieć o tym szczerze i głośno?

Covidova hipokryzja powoduje spustoszenie. Prawdą jest, że za własne życie i bezpieczeństwo powinniśmy odpowiadać w dużym stopniu my sami. Nikt za nas nie założy maseczki, nie utrzyma społecznego dystansu, nie podejmie decyzji o pozostaniu w domu, kiedy pojawią się objawy. Ale to władza musi ustalać ramy, które zdyscyplinują tych, którzy z głupoty, egoizmu, złej woli czy zwykłej beztroski nie stosują się do reguł i nie dbają o wirusowe BHP. Przecież tym ich więcej, im bardziej niejasne i niekonsekwentne jest stanowisko władzy... „Po co ja mam się przejmować maseczkę, jeśli oni jej nie noszą?" – pytają pewnie uczniowie liceum w Gdyni, którzy tłumnie wzięli udział w imprezie urodzinowej. Efekt? 33 zakażonych, w tym 22 uczniów.

Władza nie ma prawa być w tej kwestii kunktatorska i podporządkowywać pandemii interesom politycznym. A jeśli tak czyni, to bierze na siebie odpowiedzialność za śmierć obywateli i obywatelek. Trudno przeliczyć, jaką wagę miały na tej szali słowa premiera Morawieckiego o tym, że można iść na wybory, bo wirus już nie jest groźny, ale wiaderko smoły już się dla niego w odpowiednim miejscu na pewno gotuje.

Każde publiczne słowo i gest, które wpływają na przestrzeganie reguł bezpieczeństwa, może decydować o czyimś życiu. Politycy mogą już wkrótce poczuć ten ciężar.

Wszystko wskazuje na to, że stoimy w obliczu kolejnego ostrego ataku koronawirusa. To dzieje się już, na naszych oczach. Nie tylko w Polsce. Czy dzięki wcześniejszym doświadczeniom z pandemią jesteśmy teraz mądrzejsi?

Na ulicach, w sklepach i restauracjach panuje dość przerażająca beztroska. W dużych miastach odbywają się koncerty, imprezy w klubach, wielkie wesela, zawody sportowe i inne zgromadzenia. Najgorsze nie jest jednak to, że się odbywają, tylko to, że reguły, zgodnie z którymi jest to możliwe, są całkowicie niejasne. I wygląda na to, że „swoje" wyrwał tylko ten, czyje interesy wydały się rządzącym ważniejsze.

Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny