Kadencja dobra dla rodziny

Demografia oczkiem w głowie prezydenta

Publikacja: 04.08.2015 20:25

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Jednym z największych paradoksów prezydentury Bronisława Komorowskiego jest rozbieżność między jego wizerunkiem a realnymi osiągnięciami. Prezydent, który swymi priorytetami uczynił zagadnienia należące do konserwatywnego pola zainteresowań, odchodzi niemal jako polityk lewicy.

Nie bez znaczenia jest tu postawa Komorowskiego w sprawie in vitro, kilka razy piętnowana przez hierarchów jako niezgodna z nauczaniem Kościoła. Niemniej gdy spojrzymy na to, co sam prezydent – choćby na swojej stronie internetowej – wymienia jako priorytety, widać skalę tego paradoksu. Chwali się bowiem osiągnięciami w zakresie polityki rodzinnej, bezpieczeństwa państwa (zarówno jeśli chodzi o sprawy dyplomatyczne, jak i czysto militarny program dozbrajania armii), patriotyzmu, bardziej konkurencyjnej gospodarki czy dobrej legislacji.

Oczywiście z każdym z tych punktów można polemizować. Nie wiem bowiem, czy podpisywanie kontrowersyjnych ustaw, a potem kierowanie ich do Trybunału Konstytucyjnego przyczyniało się do tworzenia dobrego prawa w Polsce. Czy słuszne działania na rzecz obecności wojsk NATO w naszym kraju oraz program modernizacji polskiego wojska nie są konsekwencją wcześniej popełnionych błędów. Wszak to Komorowski jako marszałek Sejmu przyglądał się gigantycznym oszczędnościom, jakie na polskiej armii wymusił Donald Tusk podczas swej pierwszej kadencji. W dodatku już jako prezydent dał się zwieść na początku kadencji ułudom polsko-rosyjskiego odprężenia, choć było to już po agresji Rosji na Gruzję.

Można też dyskutować o modelu patriotyzmu promowanego przez Komorowskiego. Były inicjatywy ciekawe – jak marsz 11 listopada, którego idei jestem gotów bronić – ale też pomysły kiczowate, jak choćby różowe okulary i baloniki oraz czekoladowy orzeł na święto narodowe. Dobrym pomysłem było jednak zorganizowanie obchodów 25-lecia polskiej wolności, które – wraz z obecnością prezydenta USA Baracka Obamy – pozwoliły nam konkurować w walce o europejską politykę historyczną.

Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że największą zasługą Komorowskiego jest jego polityka prorodzinna. Jak zauważył kiedyś Andrzej Stankiewicz, ustępujący prezydent robił tylko to, na co zgadzał się rząd (taki wszak mamy ustrój, a przedstawiane przez głowę państwa ustawy muszą zostać przegłosowane przez koalicję). Niemniej aktywność Komorowskiego była bardzo istotna. Trzeba też tu oddać zasługi jego minister Irenie Wóycickiej.

Ośrodek prezydencki jako jeden z pierwszych z obozu PO dostrzegł zagrożenia związane z demografią. Prócz promowania konkretnych rozwiązań, Komorowskiemu – który sam ma piątkę dzieci – udało się temat polityki prorodzinnej wprowadzić do głównego nurtu polskiej polityki.

Raporty przygotowywane przez prezydenckich ekspertów już parę lat temu bardzo dobrze zdiagnozowały nasze problemy demograficzne. Zbadano przyczyny, dla których Polacy wstrzymują się z decyzją o posiadaniu dzieci, i przygotowano konkretne rekomendacje, jak można przezwyciężyć te negatywne czynniki.

Wskazywano na obawy młodych par dotyczące sytuacji materialnej, mieszkaniowej, dostępu do żłobków i przedszkoli (co utrudnia łączenie ról rodzinnych i zawodowych). Duże znaczenie mają też w tym kontekście sytuacja na rynku pracy oraz koszty związane z wychowywaniem dzieci. Dlatego Komorowski zachęcał pracodawców, by elastyczniej traktowali pracujących rodziców, a samorządy, by wprowadzały lokalne Karty Dużej Rodziny uprawniające do rozmaitych zniżek. Apelował także o rozwijanie sieci placówek, w których dzieci mogą spędzać czas, gdy rodzice pracują. Promował zwiększenie ulg podatkowych na dzieci, wydłużenie urlopów rodzicielskich, organizował konkursy dla gmin i firm, które są przyjazne rodzinom. Wreszcie udało mu się przeforsować pomysł ogólnopolskiej Karty Dużej Rodziny.

Jak na prezydenta oskarżanego przez opozycję o bezczynność to całkiem sporo. Dlatego – zostawiając na boku wpadki i kontrowersje związane z pełnieniem funkcji przez Komorowskiego – trzeba stwierdzić, że na polu polityki prorodzinnej ma on zasługi, jakimi po 1989 roku mało kto może się pochwalić.

Jego następca Andrzej Duda będzie miał w tej dziedzinie dość wysoko zawieszoną poprzeczkę.

Jednym z największych paradoksów prezydentury Bronisława Komorowskiego jest rozbieżność między jego wizerunkiem a realnymi osiągnięciami. Prezydent, który swymi priorytetami uczynił zagadnienia należące do konserwatywnego pola zainteresowań, odchodzi niemal jako polityk lewicy.

Nie bez znaczenia jest tu postawa Komorowskiego w sprawie in vitro, kilka razy piętnowana przez hierarchów jako niezgodna z nauczaniem Kościoła. Niemniej gdy spojrzymy na to, co sam prezydent – choćby na swojej stronie internetowej – wymienia jako priorytety, widać skalę tego paradoksu. Chwali się bowiem osiągnięciami w zakresie polityki rodzinnej, bezpieczeństwa państwa (zarówno jeśli chodzi o sprawy dyplomatyczne, jak i czysto militarny program dozbrajania armii), patriotyzmu, bardziej konkurencyjnej gospodarki czy dobrej legislacji.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę