Szułdrzyński: Zasięg rosyjskiej propagandy wielki jak nigdy

Rosja stara się destabilizować zachód działając w dużych krajach. Wykorzystuje do tego poważne problemy, które trapią zachodnie społeczeństwa.

Publikacja: 23.05.2019 19:23

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa/Maciej Zienkiewicz

Upadek austriackiego rządu w wyniku ujawnienia przez media nagrania rozmowy szefa prawicowej partii wolności z rosyjską bizneswoman, której obiecywał realizację rosyjskich interesów w Austrii, wstrząsnął nie tylko polityką tego kraju, ale też pokazał skalę wpływu Rosjan na europejską politykę.

Rosja bardzo dba o dobre kontakty i wspiera finansowo wiele partii europejskiej prawicy. Media pisały o pieniądzach dla włoskiej Ligi Salviniego czy francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen. Ostatnio w ogniu pytań o finansowanie z Rosji znalazł się lider brytyjskich przeciwników Unii Nigel Farage. Tajemnicą nie jest też sympatia, jaką prezydenta Władimira Putina darzy węgierski premier Wiktor Orbán.

Ale chodzi nie tylko wsparcie finansowe. Wiele partii prawicowych ma w swych programach pomysły, które są na rękę rosyjskim interesom. Osłabienie Unii Europejskiej, rozluźnienie więzów między krajami naszego kontynentu, niechęć do NATO widoczna u części z nich, coraz większa niechęć do Stanów Zjednoczonych. Również startujące w wyborach skrajnie prawicowe ugrupowania z Polski mają agendę, która jest na rękę Rosji – to od polityków Konfederacji słyszymy zachęty do wyjścia Polski z UE, sprzeciw wobec obecności amerykańskich wojsk nad Wisłą czy też jawnie antysemicką retorykę.

Równocześnie aktywność rosyjska zaczyna być demonizowana. Każdą niepokojącą sprawę dziś zapisuje się na konto Rosjan. Owszem, ich aktywność i wpływy są bardzo duże, a dzięki mediom społecznościowym zasięg ich propagandy jest wielki jak nigdy. Jednak zbyt często część liberalnych elit ulega pokusie, by wszystko zwalać na Rosję. To nie Putin wymyślił partie antyunijne. One istnieją, bo coraz więcej Europejczyków jest Europą rozczarowanych, a na to lepszą odpowiedź – jak im się wydaje – maja eurosceptycy, a nie europejski mainstream. Nie Putin wymyślił to, że unijne elity dziś odżegnują się od chrześcijańskich korzeni i w związku z tym pogłębia się kryzys europejskiej tożsamości. To nie Putin wymyślił prawicowy i lewicowy populizm – odpowiadający na lęki coraz liczniejszej rzeszy Europejczyków o swoją przyszłość. To są realne problemy Zachodu, Putin ich nie wykreował, ale trzyma kciuki za partie, które na tych problemach budują polityczny kapitał, bo to osłabi Europę.

Ale problemem nie są jedynie partie prawicowe czy skrajne. Kilka dni temu to ministrowie państw Rady Europy podjęli decyzję o przywróceniu prawa głosu Rosji w tym ciele. Prawo to zostało odebrane po zbrojnej agresji na Ukrainę. Sęk w tym, że Rosja ani nie oddała Krymu ani też nie wycofała się z Donbasu, przeciwnie, właśnie rozpoczęła akcję wręczania rosyjskich paszportów mieszkańcom zajętych przez tzw. separatystów terenów wschodniej Ukrainy. Ministrowie państw Rady Europy de facto nagrodzili Rosję za ostatnią akcję paszportową, która jest pogwałceniem prawa międzynarodowego, bo potwierdza podporządkowanie sobie mieszkańców podbitego terenu. Największego projektu rosyjskiego z Europą Zachodnią, czyli rurociągu Nord Stream 2 nie budują jawnie sympatyzująca z Rosją AfD, ale rządząca tym krajem od wielu lat chadecja Angeli Merkel. Otwarcie sympatyzuje z Rosją też niemiecka socjaldemkracja. Z Rosją dogadują się lub chcą znosić wobec niej sankcje ci, którzy swoje polityczne problemy tłumaczą mackami rosyjskiego dyktatora.

W Europie nie brakuje rosyjskiej propagandy czy dezinformacji. Ale pada ona na podatny grunt problemów, które realnie istnieją. – Nie zanotowaliśmy wzrostu aktywności rosyjskiej podczas wyborów parlamentarnych w marcu ani teraz przy okazji europejskich – mówił mi kilka dni temu w Tallinie urzędnik instytucji zajmującej się tam cyberbezpieczeństwem.

– Nie ma na naszym terenie większych akcji dezinformacyjnych – potwierdzał inny mój rozmówca. – Po co zresztą mieliby atakować Estończyków, skoro znacznie skuteczniej można destabilizować Zachód, działając w takich krajach, jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania.

Paradoksalnie demonizując działania Rosji i widząc wszędzie ślady jej działalności, usypiamy własną czujność na działanie jej propagandy. Skończy się to tak, jak w tej bajce o zajączku, który tak wiele razy ostrzegał przed przyjściem wilka, że jak wilk przyszedł, zjadł zajączka, bo nikt nie uwierzył mu, że tym razem zagrożenie było realne.

Upadek austriackiego rządu w wyniku ujawnienia przez media nagrania rozmowy szefa prawicowej partii wolności z rosyjską bizneswoman, której obiecywał realizację rosyjskich interesów w Austrii, wstrząsnął nie tylko polityką tego kraju, ale też pokazał skalę wpływu Rosjan na europejską politykę.

Rosja bardzo dba o dobre kontakty i wspiera finansowo wiele partii europejskiej prawicy. Media pisały o pieniądzach dla włoskiej Ligi Salviniego czy francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen. Ostatnio w ogniu pytań o finansowanie z Rosji znalazł się lider brytyjskich przeciwników Unii Nigel Farage. Tajemnicą nie jest też sympatia, jaką prezydenta Władimira Putina darzy węgierski premier Wiktor Orbán.

Pozostało 85% artykułu
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny