Michał Kolanko: Kampania wewnętrzna nie osłabiła Platformy

Już w sobotę wieczorem możemy poznać wyniki wyborów wewnętrznych na szefa Platformy Obywatelskiej. Pierwsza od lat realna kampania wewnętrzna wywołała w środku partii emocje, ale nie była toksyczna. Nie osłabiła Platformy w kluczowym dla partii momencie, przed kampanią prezydencką. Co nie znaczy, że przed nowym szefem partii nie stoi ogromne wyzwanie, albo raczej wyzwania. A czasu na ich rozwiązanie jest mało.

Aktualizacja: 24.01.2020 17:34 Publikacja: 24.01.2020 17:20

Ustępujący przewodniczący PO Grzegorz Schetyna i szef klubu Platformy Borys Budka - faworyt wyborów

Ustępujący przewodniczący PO Grzegorz Schetyna i szef klubu Platformy Borys Budka - faworyt wyborów

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Nie będzie żadnego miesiąca miodowego. PO od razu musi przystąpić do wyborów prezydenckich o ogromnej dla partii stawce.

Brak tej toksyczności to zasługa przede wszystkim postawy kandydatów, z których wszyscy - od Borysa Budki przez Joannę Muchę po Tomasza Siemoniaka - byli niegdyś ministrami. To też efekt tego, że w kampanii bezpośrednio nie uczestniczy sam Grzegorz Schetyna. On w typowym dla siebie taktycznym ruchu wycofał się w chwili, gdy okazało się, że nie miał żadnych szans na wygraną.

Faworytem jest Borys Budka. Na jego korzyść działa efekt wynikający z przekonania wśród wielu polityków PO, że dalsze wybory i kampania wewnętrzna będą zbyt długo blokować kampanię Kidawy-Błońskiej. To przekonanie może doprowadzić do sukcesu Budki już w I turze. Ale nie jest on przesądzony, chociaż Budka skutecznie skonsolidował wokół siebie ludzi chcących zmiany w partii.  

Przeczytaj także: Zuzanna Dąbrowska: I jak tu nie zostać boomerką...

Skala tego wyzwania będzie w pewnym sensie znana już jutro, gdy okaże się, ile osób głosowało. Ale na pewno będzie to mniej niż poprzednim razem. Czasy, gdy PO była partią masową, przyciągającą nowych ludzi i środowiska dawno minęły. U szczytu potęgi Donald Tusk potrafił kolejnymi transferami osłabiać potencjalną konkurencję. To jedno z wyzwań. Inne to pogodzenie frakcji w partii. Bo chociaż Schetyna nie startuje, to fakt że poparł Tomasza Siemoniaka sprawia, że liczba głosów na byłego szefa MON pokaże w jakimś sensie siłę jego wpływu. Z tym będzie musiał liczyć się Borys Budka, jeśli zostanie szefem partii. To drugi powód - organizacja wewnętrznej grupy - pokazujący, jak przemyślanym pomysłem był start Siemoniaka.

Drugie dotyczy samej idei, dla której PO ma funkcjonować. To, że nowe idee są potrzebne, przyznają wszyscy uczestnicy wyścigu. Ale to, jaki będzie kształt PO po wyborach, nie jest jasne. Kandydaci pokazali w partii swoje pomysły na zmiany strukturalne, wzmocnienie powiatów, powoływanie nowych instytucji, polepszenie wewnętrznej komunikacji. Ale poważnej debaty ideowej - jaka toczy się np. w trakcie prawyborów Partii Demokratycznej w USA, na nowe pomysły i programy dla Polski - w zasadzie nie było. To kolejne wyzwanie dla nowego szefa. Nie tylko przemodelowanie wewnętrzne, odejście od jedynowładztwa na rzecz bardziej kolegialnego przywództwa, ale też odnalezienie pomysłu na nową PO.

I oczywiście na skuteczne poprowadzenie kampanii prezydencką, od której w praktyce będą zależeć dalsze losy partii.

Nie będzie żadnego miesiąca miodowego. PO od razu musi przystąpić do wyborów prezydenckich o ogromnej dla partii stawce.

Brak tej toksyczności to zasługa przede wszystkim postawy kandydatów, z których wszyscy - od Borysa Budki przez Joannę Muchę po Tomasza Siemoniaka - byli niegdyś ministrami. To też efekt tego, że w kampanii bezpośrednio nie uczestniczy sam Grzegorz Schetyna. On w typowym dla siebie taktycznym ruchu wycofał się w chwili, gdy okazało się, że nie miał żadnych szans na wygraną.

Pozostało 80% artykułu
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny