Dość szybko bowiem pojawiły się głosy, że przecież Ogórek jest sama sobie winna, bo przecież pracuje w TVP, które sieje pisowską propagandę, mało tego, sama przecież tę propagandę siała. Jeden z publicystów „Gazety Wyborczej” stwierdził wręcz, że nie wolno nazwać tego, co spotkało Magdalenę Ogórek agresją, nienawiścią czy linczem, to... uleganie pisowskiej propagandzie, ponieważ był to po prostu uliczny protest, który rządził się swoimi prawami.

Ale i druga strona natychmiast zaczęła wykorzystywać to, co stało się pod TVP do własnych politycznych celów. Pierwszy zaczął prezes telewizji publicznej Jacek Kurski pisząc na twittera, że atak na Ogórek jest atakiem „na ostoję prawdy, wolności pluralizmu medialnego w Polsce”. Telewizja publiczna nigdy nie była całkowicie obiektywna i bezstronna, ale w tej chwili jej propagandowość osiąga niewyobrażalne rozmiary. Z prawdą zaś ma ona coraz mniej wspólnego, o pluralizmie nie wspominając. Ale kuriozalny wpis Kurskiego nie był żartem. Był początkiem całkiem serio i na zimno prowadzonej operacji propagandowej. Jej kulminacją był poniedziałkowy materiał w Wiadomościach, w którym ujawniono wizerunki osób, które  feralnego wieczoru pod siedzibą TVP zaczepiały Magdalenę Ogórek, wraz z ich nazwiskami, zdradzając m.in. miejsce pracy jednej z nich.

Nie będę bronić agresorów, którzy napadli na Magdalenę Ogórek, ale zachowanie #Wiadomości" to wezwanie do linczu. Od wymierzania sprawiedliwości są sądy, nie zaś telewizyjne programy. Ale problemem nie jest wyłącznie ujawnienie tożsamości pikietujących siedzibę telewizji. Problemem jest to, że atak na Ogórek wykorzystano propagandowo do ataku na politycznych przeciwników. W wielu materiałach użalano się wyłącznie nad losem, który spotyka dziennikarzy TVP i polityków PiS. Przy okazji przypomniano – w dzień śmierci Pawła Adamowicza – wyłącznie agresywne wypowiedzi polityków PO. W licznych materiałach o brutalizacji debaty publicznej ani słowem nie wspomniano o zabójstwie prezydenta Gdańska. Nie zacytowano tez żadnej z wypowiedzi polityków opozycji, którzy potępili agresję wymierzoną w Magdalenę Ogórek, których było naprawdę dużo. Jedyny aktualny cytat z pochodził z twittera posłanki PO, która choć odcięła się od agresji, przypomniała przysłowie „Kto sieje wiatr, zbiera burzę”, co zostało w materiale Wiadomości skomentowane, jako usprawiedliwianie agresorów. To już zaś czysta manipulacja, bo jak inaczej nazwać przemilczanie informacji, które są niezgodne z przyjętą z góry tezą? Nijak się to ma do zasad dziennikarskiej rzetelności, które każą oddać głos obu stronom sporu.

W całej sprawie pojawiło się więcej znaków zapytania. Gdy wyszło na jaw, że przed atakiem na Ogórek protestujących zagrzewał... współpracownik TVP, znany wcześniej jako performer i youtuber, telewizja odcięła się od niego, mówiąc, że nie reprezentował jej wówczas występując w przebraniu z przypiętą brodą. Pytań jest coraz więcej. Ale nawet jeśli cała sprawa okazałaby się prowokacją i tak nie ma usprawiedliwienia do tych, którzy usiłowali zaszczuć dziennikarkę.

Cała sprawa może mieć bardzo niebezpieczne konsekwencje na przyszłość. Któż bowiem będzie chciał oburzać się na przemoc wobec dziennikarzy, jeśli jedna ze stron tak bezwzględnie to wykorzystuje? Kolejnym razem, gdy dojdzie do aktu agresji, druga strona już całkiem głośno powie: dobrze mu/jej tak, zamiast zgodnie potępiać brutalizowanie się debaty publicznej. I gros winy za to będzie ponosił Jacek Kurski i wszyscy ci, którzy przyczynili się do tego, że zasiada w fotelu prezesa TVP. Tym bardziej, że sytuacja w mediach publicznych przestaje się podobać nie tylko przeciwnikom politycznym, ale też coraz szerszej rzeszy polityków prawicy, a nawet niektórym osobom, które na początku współpracowały z Kurskim w TVP.