Warto dodać, że nie jest to jedyny sondaż z ostatnich dni, pokazujący spadki partii Jarosława Kaczyńskiego. Nawet cieszące sympatyków PiS badanie TNS mówiące, że na ich ugrupowanie chce oddać głos 42 proc. badanych, również wskazywało na spadek notowań Prawa i Sprawiedliwości. Każdy sondaż może się mylić, ale jeśli wiele badań notuje podobne zjawiska, to znaczy, że coś się dzieje.
W sejmowych kuluarach opowiadana jest następująca historia: kilka dni temu na spotkaniu ze współpracownikami Beata Szydło miała naciskać, by szybko powstały projekty ustaw, realizujących dobrą zmianę, bo na razie ma szanse przejść do historii jako premier, za której rządów trwała walka z Trybunałem Konstytucyjnym, a która prócz tego nie miała żadnych osiągnięć.
Nawet jeśli ta anegdota nie oddaje w 100 proc. słów szefowej rządu, dobrze oddaje nastroje obecne u części polityków prawicy. PiS, które wygrało wybory pod hasłem zakończenia ery arogancji i buty władzy oraz realizacji obietnic socjalnych, zaczęło rządy, od otwarcia na raz kilka frontów wojennych. Nawet niektórzy parlamentarzyści PiS nie rozumieją, po co partia ta tak zaciekle walczy z Trybunałem Konstytucyjnym. Sondaż IBRiS pokazuje, że nie rozumie tego również część wyborców.
Bo jak to zrozumieć? Prezes PiS idzie do telewizji i przez 40 minut mówi o wrogach czających się na PiS. A to Trybunał Konstytucyjny, który jest „redutą wszystkiego co w Polsce złe”, a to potężne lobby postkomunistyczne, broniące swoich interesów. A to „najgorszy sort Polaków”, którym nie podobają się rządy i PiS, więc donoszą na swój kraj za granicę. Prezes PiS niemal wprost zarzuca, że politycy niemieccy chcą ingerować w polską politykę. Wszędzie wrogowie, a w środku PiS, który, pełen szlachetnych intencji, wojuje z Trybunałem Konstytucyjnym w imię obrony demokracji. Polityka okazuje się nie rywalizacją partii o to, kto wygra, a potem zrealizuje swój program, lecz starciem dobra i zła.