Jak dużo odszkodowań zostało już wypłaconych?
Do tej pory wydaliśmy decyzje na łączną kwotę 1,7 mln zł. W dwóch przypadkach przyznaliśmy maksymalną kwotę 100 tys. zł, którą przewiduje ustawa. Wpłynęło do nas blisko 1100 wniosków. Są one terminowo rozpatrywane. Wszystkie te wnioski rozpatrujemy zgodnie z przepisami. To się doskonale sprawdza.
Chcemy więc powielić te rozwiązania. Systemy tego typu funkcjonują w Szwecji, Danii, Francji czy Nowej Zelandii
Słyszałam zarzuty, że odszkodowania nie byłyby zbyt wysokie, a niezadowoleni pacjenci i tak pójdą do sądu.
Nie możemy zabronić obywatelowi występowania na drogę sądową, bo byłoby to niezgodne z konstytucją. W innych państwach ten model jest zwykle alternatywny. Każdy ma wybór, czy chce skorzystać z nieskomplikowanego, szybkiego postępowania no fault, gdzie otrzyma zadośćuczynienie w mniejszej wysokości (choć nie zawsze tak będzie), czy też chce skorzystać z drogiego postępowania cywilnego.
I być może na zadośćuczynienie przyjdzie mu poczekać 10 lat. Nawet tak długo potrafią trwać tego typu procesy.
Czasami i dużej. Bo po dwóch instancjach można skorzystać ze skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego. Taki proces często jest też traumatyczny. Ważne też jest ryzyko przegranej - prawomocne wyroki bywają korzystne dla pacjentów najwyżej w około 40-50 proc.
Jeśli chodzi zaś o kwoty zadośćuczynień – w ustawie zaproponowano 100 tys. zł w przypadku śmierci najbliższego członka rodziny. Dla każdej z osób najbliższych. Ale kwoty przyznawane w sądach wcale nie są wyższe. To mit, że np. po śmierci ojca można otrzymać pół mln zł. To nieprawda. Mamy analizę blisko 5 tys. orzeczeń wydanych przez sądy cywilne. Odszkodowanie bardzo rzadko przekracza 100 tys. Owszem, zapadają orzeczenia w sprawach uszczerbku na zdrowiu, zwłaszcza w sprawach ginekologiczno-położniczych, gdzie kwoty są wyższe. Mówimy np. o przypadkach wielokończynowego porażenia, gdzie dziecko do końca życia będzie zmagało się z niepełnosprawnością, Tak, tam kwoty sięgają czasem miliona złotych. A w ramach systemu no fault odszkodowanie będzie wynosiło maksymalnie 200 tys. Tu, potencjalnie, po kilku czy nawet kilkunastu latach w sądzie można uzyskać więcej. To po prostu wypadkowa tego, na co stać państwo.
Chciałabym wrócić do odpowiedzialności lekarzy.
Zwolnienie z odpowiedzialności karnej lekarzy tak naprawdę nie jest wymogiem systemu no fault. Zawsze to jednak popierałem. Jeśli mamy przeciwdziałać zdarzeniom nieporządnym, powinniśmy rozważać zwolnienie z odpowiedzialności karnej personelu medycznego. Powinny być jednak wyjątki – np. jeśli lekarz był pod wpływem alkoholu lub narkotyków albo świadomie nie udzielił pomocy. Na schodach jednego ze Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych zmarła pacjentka, a lekarz, który widział to z okna, nie zszedł do pacjentki. Nie wyobrażam sobie, by był bezkarny.
Pamiętajmy jednak, że zdarzenia niepożądane są nieodłącznym elementem opieki szpitalnej. One występują na całym świecie. Dane mówią o tym, że co dziesiąty pacjent w szpitalu doznaje zdarzenia niepożądanego. Wg niektórych danych w USA, w wyniku zdarzeń niepożądanych umiera przedwcześnie nawet 400 tys. pacjentów rocznie.
Jeśli zachęcilibyśmy personel do zgłaszania zdarzeń niepożądanych, moglibyśmy doprowadzić do wyeliminowania około połowy z nich. Stąd ważne jest stworzenie warunków, by personel medyczny nie obawiał się aż tak konsekwencji swojej działalności. Jeśli sprawy nie będą zamiatane pod dywan, będzie można poddać analizie, jaka była ich przyczyna, by w przyszłości ich uniknąć. Tymczasem obecnie o wielu zdarzeniach się nie dowiadujemy. Np. w Poznaniu pacjent spadł ze stołu operacyjnego. Później zmarł. O upadku dowiedzieliśmy się po kilku tygodniach. Strach nie sprzyja kulturze bezpieczeństwa.
Bartłomiej Chmielowiec – Rzecznik Praw Pacjenta, radca prawny, wcześniej dyrektor w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Pracował też w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Biurze Rzecznika Finansowego. Urząd Rzecznika Praw Pacjenta sprawuje od 30 października 2017 r.