Laparoskopia miała ostatecznie potwierdzić, że niepłodność u 33-letniej Anny z Warszawy ma podłoże psychologiczne, a jej układ rozrodczy jest w porządku. Przez ostatnie pół roku odwiedziła sześciu ginekologów i każdy zapewniał ją, że jest okazem zdrowia.
– Ale podczas badania przed operacją profesor wyczuł endometriozę. Po zabiegu dowiedziałam się, że komórki endometrialne wrosły w jelito grube i jajowód, a szanse na dziecko są nikłe – opowiada Anna.
Dołączyła do grona tysiąca kobiet, które o chorobie dowiedziały się za późno.
Ból to nie uroda
Endometrioza, czyli gruczolistość zewnętrzna, dotyczy nawet co dziesiątej kobiety na świecie, a pojawia się na ogół między 25. a 35. rokiem życia. Występuje, gdy komórki endometrium, czyli ściany macicy, pojawiają się w innych częściach układu rozrodczego, np. w jajnikach i jajowodach, albo w pęcherzu moczowym, jelicie, a nawet ścianie otrzewnej czy w wyrostku robaczkowym. W przeciwieństwie do komórek endometrium, które złuszczają się i wraz z miesiączką są wydalane na zewnątrz, co miesiąc powiększają się pod wpływem hormonów i powodują torbiele oraz zrosty.
Przyczyny endometriozy nie są znane. – Spośród sześciu istniejących dziś hipotez najpowszechniej akceptowane są dwie. Jedna mówi, że do endometriozy dochodzi, gdy strzępki błony śluzowej macicy ulegną implantacji do innych organów. Według drugiej dochodzi do metaplazji, w której z komórek wyściółki otrzewnej powstają tkanki przypominające śluzówkę macicy – tłumaczy prof. Włodzimierz Baranowski, kierownik Kliniki Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej Wojskowego Instytutu Medycznego.