Co gorsza, w większości byli to obecni syndycy ze znacznym stażem, a mimo to odpadli – na teście. Przeszło go pomyślnie tylko sześć osób.
Zdaniem Moniki Madurowicz, zastępcy dyrektora Departamentu Nadzoru nad Aplikacjami Ministerstwa Sprawiedliwości, wymóg zaliczenia 80 na 100 pytań testowych jest (w porównaniu z egzaminami na studiach) zbyt rygorystyczny.
Ustny egzamin oblała tylko jedna osoba. Przypomnijmy, że egzamin obejmuje kwestie prawne, ekonomiczne oraz zarządzanie, ze szczególnym uwzględnieniem postępowania upadłościowego i naprawczego. Ubiegający się o licencję musi się też wykazać umiejętnościami praktycznymi – co najmniej trzyletnim stażem w zarządzaniu przedsiębiorstwem.
Wcześniej o naborze na syndyków, ale też o możliwości pełnienia innych funkcji w postępowaniu upadłościowym, układowym i naprawczym (nadzorców i zarządców sądowych), decydował sąd upadłościowy bez wyraźnych kryteriów. Zasadniczą zmianę przyniosła ustawa o licencji syndyka, która weszła w życie 10 października 2007 r. Teraz funkcje te mogą wykonywać jedynie osoby z licencją syndyka, a żeby ją uzyskać, muszą zdać egzamin przed państwową komisją przy ministrze sprawiedliwości. Egzaminy przeprowadzane są co najmniej dwa razy w roku.
To był pierwszy taki egzamin. Dla MS, a tym bardziej obecnych syndyków, był on swego rodzaju testem.