W poniedziałek armia USA potwierdziła, że samolot E-11A, który rozbił się w prowincji Ghazni, to jednostka wojskowa. Zaprzeczyła jednak, by doszło do zestrzelenia maszyny. Tak utrzymywali talibowie. Żadna ze stron nie poinformowała oficjalnie, ile osób znajdowało się na pokładzie i czy ktoś przeżył katastrofę.
Dowiedz się więcej: Pentagon potwierdza rozbicie amerykańskiego samolotu
Na wieść o katastrofie rząd Afganistanu natychmiast wysłał siły bezpieczeństwa do dystryktu Deh Yak. Zostały jednak one zaatakowane przez bojowników talibskich - poinformował Khalid Wardak, szef policji w prowincji Ghazni.
- Z naszych informacji wynika, że na pokładzie były cztery ciała, a dwa osoby były żywe i ich brakuje - dodał Wardak, zaznaczając, że siły otrzymały rozkaz wycofania się i mają wznowić działania po otrzymaniu wsparcia z powietrza.
Zabiullah Mujahid, rzecznik talibów, potwierdził, że „siły afgańskie wspierane przez wojska USA próbowały zająć obszar wokół rozbitego samolotu i starły się z bojownikami islamistycznej grupy” - jak cytuje agencja Reuters. Dodał, że talibowie zgadzają się na umożliwienie dostępu do ciała ofiar zespołowi ratunkowemu.