Jaką spuściznę przejął rząd Antalla pod względem gospodarczym?
Péter Ákos Bod: Wszyscy żywili nadzieję, że ostatnie dwa dziesięciolecia socjalizmu, czyli tak zwany okres reform realnego socjalizmu, przyniosą pewną poprawę sytuacji i w całym regionie to właśnie węgierska transformacja będzie najłatwiejsza. Ale rząd Antalla, i także Międzynarodowy Fundusz Walutowy, ku swojemu zaskoczeniu, stanęły wobec faktu, że na Węgrzech regres gospodarczy w latach 1990–1993 był w istocie na tym samym poziomie, co w zmagającej się z kryzysem Polsce lub w ortodoksyjnej Czechosłowacji po zmianach ustrojowych. Trzeba tu dodać, że w 1990 roku zadłużenie naszego kraju wynosiło 20 miliardów dolarów, a była to najwyższa kwota w naszym regionie w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Co prawda polskie zadłużenie osiągnęło 40 miliardów, ale to kraj prawie cztery razy większy od naszego.
Dlaczego Warszawa mogła negocjować zmiany w harmonogramie spłat oraz umorzenia?
Zadłużenie Polski składało się w dużej części z kredytów na import surowców i produktów oraz kredytów bankowych, węgierskie zadłużenie zaś – w sposób charakterystyczny z obligacji, względnie kredytów Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W odniesieniu do tych ostatnich zmiana harmonogramu spłat jest także technicznie niemożliwa. Jednocześnie spodziewaliśmy się szybkiego napływu kapitału zagranicznego, do czego ważnym warunkiem wstępnym było utrzymanie wypłacalności na arenie międzynarodowej. To zmusiło gabinet Antalla do niezmiernie oszczędnego gospodarowania. Staraliśmy się też po odpowiedniej cenie zbyć, czyli sprywatyzować, pewne składniki majątku narodowego.
Czy właśnie zadłużenie stanowiło największą troskę?