Zaskakujące, jak bardzo wirus namiesza w stosunkach międzynarodowych. Pierwsze pęknięcie zaznaczyło się pomiędzy USA i Chinami. Stany oskarżają Chiny o ukrywanie faktów związanych z epidemią, prześladowanie lekarzy, którzy o niej informowali, i w późniejszym okresie o próby obciążenia odpowiedzialnością za katastrofę innych – w tym wypadku Stany Zjednoczone. Faktycznie, rzecznik chińskiego MSZ próbował publicznie przerzucić odpowiedzialność za epidemię wirusa SARS-CoV-2 na USA.
Dla Amerykanów szczególnie bolesne jest, że Chiny sprawnie korzystają z faktu, że kiedy epidemia osiąga szczyty zakażeń w państwach europejskich, a także rozpędza się w USA, w chińskiej prowincji Wuhan, w której się zaczęła, już wygasa. Pozwala to rządowi chińskiemu odegrać całkowicie nieoczekiwaną rolę: nie tego, który odpowiada za opóźnienia w informowaniu o skali i istocie wirusa, ale strażaka, który gasi pożar.
Prezydent Trump znalazł się w fatalnym położeniu. Nie wie jeszcze, jak szerokie żniwo wirus zbierze w USA – wie już jednak, że czekają go oskarżenia o naiwność polityczną. Gdy kilka tygodni temu podkreślał zaufanie do informacji, które przekazywał mu na temat epidemii prezydent Xi Jinping, wywiad amerykański alarmował, że nowy koronawirus ma wyjątkowe zdolności przenoszenia się i grozi znacznie poważniejszymi konsekwencjami, niż można by przypuszczać.
Dzisiaj prezydent Trump rozpoczyna drogę w nieznane – na tym etapie trudno powiedzieć, jakie będą skutki wirusa dla Ameryki, jak obostrzenia przyjmą Amerykanie, ile będzie zgonów i jak to wpłynie na przebieg kampanii wyborczej, w której za kilka miesięcy będzie uczestniczył.