Wszystkie te plany muszą jednak przynosić znaczące korzyści dla tej części Polski, która dziś głosuje na PiS. Dlaczego? W amerykańskich wyborach prezydenckich w 2016 roku Hillary Clinton zebrała o 3 miliony głosów więcej niż Donald Trump. Jednak system elektorski dał zwycięstwo jej oponentowi. Hrabstwa, w których wygrała Clinton generują 64 proc. produktu krajowego brutto Ameryki. Są to głównie tereny zurbanizowane z gospodarką opartą na usługach i nowych technologiach. Hrabstwa, które głosowały na Trumpa, dają 36 proc. PKB Ameryki. Reprezentują one przeważająco tereny pozamiejskie, rolnicze lub z przestarzałym przemysłem (tzw. pas rdzy). Kulturowo są mocno tradycjonalistyczne. Nietrudno znaleźć analogię do tej sytuacji nad Wisłą. Ostatnie wybory prezydenckie pokazują podobną korelację PKB i zachowań wyborczych. Różnica liczby głosów pomiędzy Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim wyniosła 2 proc. Duda zwyciężył głównie na terenach wiejskich i w małych miejscowościach. Trzaskowski wziął miasta i okolice. Mapa wyników wyborczych, podobnie jak w USA, pokrywa się z mapą regionalnego PKB. „Ziemie Trzaskowskiego” dają ponad 60 proc. PKB Polski, „ziemie Dudy” powyżej 30 proc.
Grać na fantazjach
Tradycjonalizm (konserwatyzm nie jest tu właściwym słowem) to wspólny mianownik elektoratów Dudy i Trumpa. Wspólne są również: gorsze wykształcenie, religijność, niższe szanse na starcie i poczucie wykluczenia w obliczu globalizacji i zmian społecznych powodowanych postępem technicznym.
Parafrazując materializm historyczny – życie kształtuje preferencje wyborcze. Świadomie lub nie, populizmy powielają Marksa i Engelsa. Wykorzystują one mechanizmy demokracji liberalnej do zdobycia głosów szeroko pojętego prekariatu. Prekariat to nowa klasa społeczna żyjąca w permanentnym stanie niepewności jutra i doświadczająca postępującej marginalizacji w reprezentacji politycznej. Oferta wyborcza mówiąca o wyrównywaniu szans i gwarantowaniu bezpiecznej egzystencji, do tego przyprawiona sosem godnościowo-tradycjonalistycznym, jest skrojona pod tę kategorię obywateli.
W 1920 roku amerykański publicysta Henry Mencken napisał: „W miarę doskonalenia się demokracji urząd prezydenta coraz bardziej reprezentuje wewnętrzną duszę narodu. (…) Pewnego wielkiego i chwalebnego dnia zwykli ludzie tej ziemi w końcu osiągną pragnienie ich serca, a Biały Dom zostanie ozdobiony przez zwykłego kretyna”. Prawie 100 lat później sekretarz stanu Rex Tillerson użył tego właśnie określenia wobec swojego szefa. Inni notable administracji Trumpa nie pozostawali w tyle. „Umysł piątoklasisty”– mówił sekretarz obrony Mattis, „nieobliczalny idiota”– opisywał Trumpa jego szef sztabu Kelly, „głupek”– podsumował doradca ds. bezpieczeństwa McMaster. Czym więc uwiódł połowę Ameryki Donald Trump? Sam Trump przepowiedział swój przyszły sukces polityczny w książce „The Art of the Deal” (autor Tony Schwartz dzisiaj wolałby tytuł „Socjopata”): „Kluczem do mojej promocji jest brawura. Gram na ludzkich fantazjach”. Hasło wyborcze „Make America Great Again” to właśnie taka fantazja. To obietnica, że wszystko będzie po staremu, że wróci biała Ameryka sprzed pół wieku, gdzie każdy miał godną pracę, Chiny były słabe, a globalizacja funkcjonowała tylko jako pojęcie akademickie. Ta obietnica skierowana była głównie do białych wyborców, prekariaty „kolorowe” głosują inaczej. Tym razem starczyło jeszcze głosów, żeby umieścić Trumpa w Białym Domu. Ale postępująca dywersyfikacja rasowa Ameryki źle wróży republikanom na przyszłość. Nie pomoże mur z Meksykiem, który Trump obiecywał w kampanii. Powstał on na długości zaledwie 300 mil i tak naprawdę była to tylko renowacja starego ogrodzenia.
Rok przed wyborami w USA Polacy otrzymali od PiS bogatą ofertę wyborczą. Obiecywano m.in.: obniżenie wieku emerytalnego, podwyżki emerytur, repolonizację banków, mieszkania po 2500 zł/mkw., otwieranie nowych kopalni, reaktywację stoczni, nowe elektrownie, obniżenie i uproszczenie podatków, podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł, podwyżki wynagrodzeń, 1,2 miliona miejsc pracy dla młodych, korzystne przewalutowania dla frankowiczów, podniesienie wydatków na zdrowie z 4,7 proc. do 6 proc. PKB, pewność zatrudnienia, TVP i Polskie Radio pod nadzorem ministra kultury. No i przede wszystkim 500+. Do tego w sferze ideologiczno-godnościowej hasła „Polska w ruinie”, „wstawanie z kolan” i „przegnanie złodziejskich elit”. Gdzie u Trumpa był mur, u nas „pasożyty i pierwotniaki” w organizmach uchodźców. Po wyborach to zagrożenie wyparowało, podobnie jak mur Trumpa.