Ludzi, których polityka w ogóle nie interesuje. Nie tylko młodych. Wyciągając co chwila na matę „strasznych braci”, przypomina widzom, „co by było gdyby”. Tak dobrano sparingpartnera – tak spozycjonowano debatę publiczną – aby zostało tylko ich dwóch: PO i PiS. Wszystkich komentatorów i polityków zajęto tym, kto ma prawo lecieć na obrady do Brukseli, którym wejściem tam wejdzie, kto usiądzie, w jakim samolocie itp.
[b]Mówi pan o przepychankach wokół brukselskich szczytów?[/b]
Tak. Zauważmy, że Donald Tusk odnosi się do innych podmiotów politycznych tylko wtedy, gdy jest to PiS bądź któryś z braci. Nie znajdzie pani żadnej znaczącej wypowiedzi polityków PO o tym, co proponują dla Polski Rafał Dutkiewicz albo lewica. PiS został obsadzony w roli koncesjonowanego sparingpartnera.
[b]I co z tego wynika?[/b]
Stanowi dla PO element podparcia. Na równoważni, aby jedna strona pięła się w górę, musi się czymś, kimś podeprzeć. Tym punktem podparcia dla Platformy stało się PiS. Trudno sobie wyobrazić lepszego dla PO, bardziej nieporadnego przeciwnika na tej macie.
[b]A co za tym przemawia?[/b]
Znów klasyka marketingu. W latach 80. coca-cola była mniej więcej taka jak każdy rząd po pół roku rządzenia.
[b]Czyli jaka?[/b]
Każdy rząd po pół roku jest już zwyczajny. Moc, która towarzyszy wyborom, gdzieś się rozpełza. Ludzie mówią: ci znowu będą tacy jak tamci, też nic nie potrafią... I sondaże lecą w dół.
[b]Z PO tak się jednak nie stało. A co zrobiła Coca-Cola?[/b]
Po kilkudziesięciu latach wszyscy znali ten napój, nie był już „sexy”. Pojawiały się inne. Sprzedaż spadała. To, co zrobił wtedy Roberto Goizueta, ówczesny szef koncernu, przeszło do annałów marketingu. Wymyślił ring. Wskazał antagonistę. Wybrał pepsi. Wskazał ją, bo to był przeciwnik, którego zaatakowanie zmobillizowało wszystkie własne siły witalne. Wojna między Pepsi i Coca-Colą trwała całe lata 90. Wydano gigantyczne pieniądze na tę walkę.
[b]I co z tego wynikło?[/b]
W całości podzielili rynek. Dwie marki zapewniły sobie dominację na całym świecie, zarobili na tym gigantyczne pieniądze. I ani mysz się między nie nie wślizgnęła. Strategia Goizuety wyniosła pozycję coca-coli, choć pomogła też pepsi.
[b]I co z tego wynikło? Trzymając się zaproponowanej przez pana konwencji: jakiej zaginionej arki poszukuje dzisiaj premier Donald Tusk?[/b]
Szuka ludzi, ich emocji, wysokiej frekwencji. Elementy marketingu narracyjnego, których używa, sprawiły, że Platforma wyprzedziła PiS pod względem stosowanych technik o pięć – sześć lat. Każdego ranka dochodzą kolejne odsłony serialu pobudzającego emocje obserwatorów, z czasem stających się najbardziej lojalnymi kibicami.
[b]To co może zrobić PiS?[/b]
Marketing narracyjny ma swoje prawa. Dobrą narrację może załamać tylko kontrnarracja. Po Indianie Jonesie i „kinie nowej przygody” nastał przecież czas filmów odkurzających opowieści o Rzymie, Grecji, Macedonii. Z superprodukcją „Gladiatorem” odświeżającą mit samotnego mściciela powracającego, by gromić złych i wskazywać drogę dobrym. A dziś PiS nadal widzi ratunek w szkoleniach z erystyki i retoryki. I kilkusetstronicowych programach. Na razie Jarosławowi Kaczyńskiemu pozostało więc dziękować Donaldowi Tuskowi, że to jego partię wybrał na sparingpartnera, a nie lewicę. Wtedy partia Kaczyńskich podzieliłaby dzisiejszy los tej formacji.
[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki
[mail=m.subotic@rp.pl]m.subotic@rp.pl[/mail][/i]