Czas skończyć z betonem

Romuald Szeremietiew. Były wiceminister obrony o konieczności zmiany filozofii kierowania armią i przygotowaniu do wojny z Rosją

Aktualizacja: 29.08.2009 15:04 Publikacja: 29.08.2009 02:45

Romuald Szeremietiew

Romuald Szeremietiew

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

[b]RZ: Po śmierci żołnierza w Afganistanie gen. Waldemar Skrzypczak, dowódca Wojsk Lądowych, mówił w mediach, że gdyby wojsko miało potrzebne uzbrojenie, tej tragedii można byłoby zapobiec. Zarzucił też biurokracji MON powolność w zakupach i nabywanie nie tego sprzętu, który jest najpotrzebniejszy. Czy według pana generał postąpił słusznie, krytykując przełożonych?[/b]

[b]Romuald Szeremietiew:[/b] Na podstawie tego, co wiem, stwierdzam, że dowódca Wojsk Lądowych miał prawo, a nawet obowiązek, zabrać głos. W wojsku jednym z głównych obowiązków przełożonego jest dbanie o podwładnych. Okoliczności śmierci kpt. Ambrozińskiego wskazują, że dowódca nie mógł milczeć. Schematyczne i bezduszne stosowanie zasad cywilnej kontroli nad wojskiem, jak to się stało w przypadku gen. Skrzypczaka, uważam za działanie szkodliwe dla sił zbrojnych.

[b]Gen. Skrzypczak ostatecznie sam podał się do dymisji, ale problem braku należytego uzbrojenia dla żołnierzy w Afganistanie pozostał. Czy rozwiązałoby go uproszczenie procedur przetargowych?[/b]

Generał nie mógł inaczej postąpić jako żołnierz z poczuciem honoru. Zamierzano go przecież skarcić na oczach wojska, pozostawiając łaskawie na stanowisku. Ustawiono tym samym w sytuacji godzącej w jego autorytet. Nie dziwię się, że złożył dymisję. Było oczywiście inne dobre rozwiązanie, ale na to politycy nie wpadli.

Natomiast odnosząc się do procedur zakupu sprzętu, trzeba dostrzec aspekt prawny. Uproszczone procedury stosuje się w warunkach wojennych. Wówczas najważniejsze są szybkie dostawy zaopatrzenia dla walczących żołnierzy. W wypadku naszego zaangażowania w Afganistanie mamy sytuację schizofreniczną. Władze państwowe ogłaszają, że nie uczestniczymy w wojnie. Wojskowi podnoszą, że afgańska misja jest wojną. Jednak na podstawie opinii żołnierzy urzędnicy MON nie mogą zastosować uproszczonych, wojennych procedur zakupów. Wobec stanowiska władz muszą przestrzegać procedur właściwych dla czasu pokoju. Gdyby ci nieszczęśni “biurokraci” zaczęli na własną rękę używać uproszczonych sposobów zakupów, zaraz zjawiłby się jakiś urzędnik od zwalczania korupcji i zaczął ich ścigać. Bez zmiany kwalifikacji prawnej operacji pokojowej na wojenną niewiele da się zrobić.

[wyimek]Priorytetem obronnym Polski musi być obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa oraz morska. A kupiliśmy F-16, które będą gotowe do akcji w 2018 r. [/wyimek]

Wiadomo, że według obowiązującej konstytucji Polska nie może wypowiedzieć komuś wojny. Możemy jednak podejmować działania wojenne ze względu na nasze zobowiązania sojusznicze. Władze RP powinny rozstrzygnąć, czy w afgańskim przypadku mamy sytuację wojenną, a wtedy urzędnicy MON będą mogli bez obaw spełniać zapotrzebowania walczących żołnierzy.

[b]Czy Polskę stać dziś na zakup nowoczesnego uzbrojenia?[/b]

Nie jesteśmy krajem zamożnym i musimy miarkować wydatki na wojsko. Może się też zdarzyć, że zostaniemy napadnięci i mimo braku odpowiedniej armii trzeba będzie podjąć obronę. Jednak misje zbrojne, w których uczestniczymy, to nie jest taka sytuacja przymusowa. Wybieramy miejsce, formy i sposoby uczestnictwa w działaniach wojennych. A poziom zaangażowania ma być stosowny do posiadanych możliwości, zwłaszcza finansowych. Wysyłani żołnierze muszą być dobrze wyekwipowani.

Dochodzi jednak do kuriozalnej sytuacji. Konstytucja RP mówi wyraźnie, że wojsko ma bronić niepodległości, granic i całości terytorium Polski, a nie Iraku czy Afganistanu. Pieniądze na modernizację armii przeznaczonej do obrony kraju idą zaś na wyposażenie oddziałów wysyłanych poza Polskę. Udział w tych operacjach jest konieczny, ale nie może to być czynnik zasadniczy. Można się zgodzić, że w najbliższym czasie nie grozi nam agresja któregoś z sąsiadów. Nie można jednak zaniedbywać przygotowań, aby takiej potencjalnej groźbie zapobiegać.

Ostrzeżeniem powinno być to, co spotkało Gruzję. Z amerykańskiego raportu wynika, że gruzińska armia była budowana pod kątem uczestnictwa w misjach zagranicznych. Nie przygotowywano jej do obrony kraju. W starciu z wojskiem rosyjskim wojsko gruzińskie nie potrafiło więc bronić własnego terytorium. Porzucało pozycje, zostawiając ciężki sprzęt, w tym niedawno modernizowane czołgi. Czy ośrodki decyzyjne w Polsce przeprowadziły szczegółową analizę wojny na Kaukazie i na tej podstawie wyciągnęły wnioski? Można w to wątpić, skoro obowiązująca strategia bezpieczeństwa narodowego RP pochodzi z 2007 r. Tymczasem np. brytyjscy parlamentarzyści ogłosili obszerny raport “Russia: A new confrontation?”, z którego jednoznacznie wynika, że polityka rosyjska może spowodować stan nowej zimnej wojny z elementami “gorącej” – jak to było w wypadku Gruzji. Dokument wskazuje, że poza Kaukazem najbardziej zagrożona przez Rosję jest Ukraina, a następnie państwa bałtyckie i właśnie Polska. Według Brytyjczyków może dojść do zagrożenia bezpieczeństwa członków NATO! Trudno nie brać tego poważnie.

[b]Chce pan powiedzieć, że powinniśmy się wycofać z Afganistanu?[/b]

Nie możemy spakować się z dnia na dzień i wrócić do domu. Mamy zobowiązania sojusznicze i chcemy być dla sojuszników wiarygodni. Jestem żołnierzem i wiem, czym są żołnierskie obowiązki. Z drugiej strony wiadomo, że nie każdy konflikt można rozwiązać bagnetem. Ale jeśli już wysyłamy wojsko, to postępujmy racjonalnie. Na przykład bogatsi od nas Niemcy są w Afganistanie, lecz nie walczą, ale udzielają pomocy ludności cywilnej. My natomiast weszliśmy w działania bojowe i postanowiliśmy wziąć odpowiedzialność za całą prowincję. Niepokój budzi status prawny tej misji, a w związku z tym zasady postępowania obowiązujące polskich żołnierzy. Podobno mogą oni otworzyć ogień dopiero wtedy, gdy sami zostaną ostrzelani, i dostają naboje z gumowymi pociskami.

Podkreślam: trzeba właściwie określić status prawny tych działań. W przeciwnym wypadku nie unikniemy ofiar ani nowych konfliktów personalnych. No i koszty…

Nagle okazało się, że w budżecie na potrzeby kontyngentu w Afganistanie znalazł się dodatkowy miliard złotych. To przecież ogromny wysiłek, jedna piąta rocznych wydatków na uzbrojenie w budżecie MON. Co prawda Amerykanie wydają każdego miesiąca na wojny 12 mld dolarów, ale chyba nas na rosnące koszty tej wojny nie stać.

[b]Jak pan ocenia działalność w Afganistanie polskiego kontrwywiadu i wywiadu wojskowego?[/b]

Jestem poza MON i nie mam wiarygodnych danych, by dokonać takiej oceny. Na podstawie informacji z mediów można mieć wątpliwości, czy te służby działają dobrze. Jeśli polscy żołnierze na patrolu wpadli w zasadzkę, a siły partyzanckie (talibów), według komunikatów MON, były znaczne i rozpoznanie ich nie wykryło, to cóż to oznacza?

[b]W mediach kursuje opinia, że winny jest beton wojskowy.[/b]

Ja zapytałbym raczej o betoniarkę wytwarzającą ten beton, no i o operatora betoniarki, cywilnego operatora. Nie było dotąd ministra, który po objęciu stanowiska nie przeprowadzałby różnych reorganizacji z nadzieją, że już od samego mieszania będzie słodsza ta monowska herbata. Każdy też zaczynał od tego, że zwalniał zatrudnionych przez poprzednika. Oficerów w MON, w dowództwach i sztabach latami tresowano w posłuszeństwie. Wazelina jest, zdaje się, sposobem na zapewnienie sobie awansu. A do tego ciągle są problemy z kompetentną obsadą kluczowych cywilnych stanowisk w resorcie obrony. Zamiast więc narzekać na beton, zastanówmy się, jak przerwać pracę betoniarki.

[b] Jednym z głównych założeń reformy sił zbrojnych ministra Klicha jest wprowadzenie armii zawodowej. Jak ocenia pan przebieg tego procesu?[/b]

To, co realizuje resort obrony, jest pseudoprofesjonalizacją. Przekonywano, że po wstrzymaniu poboru będziemy mieli w wojsku doskonale wyszkolonych żołnierzy zawodowych i armię zdolną obronić Polskę. Ostatnio szef MON stwierdził, że nie będziemy zdolni obronić się bez pomocy sojuszników. To może być prawda, ale w planowaniu obronnym jest fatalnym założeniem. Trzeba oczywiście zrobić wszystko, by pomoc zapewnić, ale należy planować obronę tak, jakby jej miało nie być. Nie muszę przypominać, czym się skończyło nasze oczekiwanie na sojuszników we wrześniu 1939 r. Kuriozalne zaś jest, gdy minister obrony ogłasza światu, że Polska nie ma armii zdolnej obronić własne państwo. Minister nie tylko stwierdził, że rząd nie wykonuje swych obowiązków, ale też poinformował potencjalnego agresora, że wystarczy odciąć pomoc sojuszniczą, aby bez większego trudu Polskę zająć.

[b]Czy więc minister Klich osłabia siłę bojową naszej armii?[/b]

Aż tak tego nie można formułować. Jednak program tej, pożal się Boże, profesjonalizacji, kreujący armię, która się zmieści na trybunach jednego stadionu piłkarskiego, trudno uznać za wykonanie konstytucyjnego obowiązku obrony ojczyzny. MON nie przeprowadził dotychczas żadnej poważnej debaty nad obronnością państwa, nad stanem sił zbrojnych i potrzebami w tym zakresie. Nie widzę żadnej poważniejszej aktywności Akademii Obrony Narodowej, która powinna być ośrodkiem analiz strategicznych i geopolitycznych, a stała się półwojskową uczelnią zabiegającą o studentów. Także WAT, zamiast być centrum badań i koordynującym badania nad techniką wojskową, przekształca się w rodzaj quasi-cywilnej politechniki. Przy braku pieniędzy warto zadbać o myślenie. Rola nauk wojskowych i badań nie znajduje zrozumienia w kierownictwie MON. I to nie jest przypadłość tylko obecnego kierownictwa.

[b]A jak wygląda siła bojowa naszego lotnictwa i Marynarki Wojennej?[/b]

W naszym położeniu geostrategicznym rodzaje sił zbrojnych mają różne znaczenie. Największe liczbowo są Wojska Lądowe, co jest zrozumiałe ze względu na lądowy charakter ewentualnej obrony kraju. Jednak niespodziewany atak na lądzie jest trudny do wykonania. Wcześniej napastnik musi swoje dywizje, brygady, czołgi i działa skoncentrować. To wymaga czasu, mobilizacji rezerw i łatwo wszystko wykryć środkami rozpoznania satelitarnego. Będzie czas na przygotowanie obrony.

Inaczej jest w wypadku lotnictwa i marynarki. Samolotami, rakietami i okrętami można atakować z zaskoczenia. Dlatego priorytetem obronnym Polski musi być obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa oraz morska. W lotnictwie kupiliśmy samoloty F-16, które będą gotowe do akcji bojowej, zdaje się, w 2018 r. Nie rozwiązano problemu szkolenia pilotów i nie wiadomo, jaka będzie przyszłość szkoły w Dęblinie. Natomiast duże pieniądze zainwestowano w lotnictwo transportowe. Te samoloty są potrzebne do przewożenia sprzętu i żołnierzy na duże odległości. Zdolność niezbędna na misjach zagranicznych.

[wyimek]Klich stwierdził ostatnio, że nie będziemy się zdolni obronić bez pomocy sojuszników. To kuriozalne[/wyimek]

Jeszcze poważniejszym problemem jest obrona przeciwlotnicza. Media dywagują, czy dostaniemy baterię rakiet Patriot. Niemcy, kraj porównywalny terytorialnie z Polską, chroni sześć dywizjonów rakiet Patriot, a jeden dywizjon to kilka baterii.

Marynarka Wojenna jest w fatalnym stanie. Stocznia Marynarki Wojennej, która powinna wytwarzać okręty, znalazła się na krawędzi upadku, grozi jej likwidacja.

Wojsko zaprzestało też szkolenia rezerwistów. Miliony Polaków są zdolne do obrony kraju, jednak w razie zagrożenia nie będzie można ich zmobilizować, bowiem bez wcześniejszego przeszkolenia wojskowego będą w obronie nieprzydatni. MON zapowiadał stworzenie narodowych sił rezerwy w śladowej liczbie 30 tys., ale o tym milczy. Nie ma żadnych propozycji legislacyjnych, a i sama liczba NSR jest niepewna. W Rosji rezerwy liczą 20 mln, w tym 2 mln w rezerwie czynnej. Polska, biorąc pod uwagę proporcje ludnościowe, powinna mieć 5 mln rezerwistów z 500-tys. czynną rezerwą (NSR). Stan naszej obronności naprawdę wymaga naprawy, konsekwentnej i pilnej, co nie oznacza pospiesznej.

[b]Jak to należy zrobić?[/b]

Co pewien czas zabieram głos w sprawach obronności. Odnoszę wrażenie, że czasem wysocy urzędnicy odpowiadający za te sprawy powtarzają moje pomysły jako własne. To zapewne mylne przekonanie, ale by w nim nie trwać, zachowam dla siebie odpowiedź na to pytanie. Uważam, że wiem, jak naprawić naszą obronność, uwzględniając ograniczenia finansowe, i mogę powiedzieć, jakie generalne warunki powinny być spełnione. Program naprawczy potrwa siedem – osiem lat. Jego wykonawca powinien mieć zabezpieczenie polityczne nie tylko rządzących, ale i opozycji, że będzie mógł doprowadzić sprawy do końca.

[b]

W 2001 r. stracił pan stanowisko sekretarza stanu w MON z powodu podejrzeń o korupcję. Niedawno sąd oczyścił pana ze wszystkich zarzutów. Czy zamierza pan wrócić do polityki?[/b]

Przypomnę, że te zarzuty pojawiły się śladem publikacji dziennikarzy w “Rzeczpospolitej”. Jak widać, nie jestem pamiętliwy i dostrzegając zmiany, jakie zaszły w redakcji gazety, zgodziłem się na rozmowę. Proszę o tym pamiętać.

A wracając do pytania. Wydaje mi się, że prezentuję racjonalny punkt widzenia na polską obronność. Twierdzę, że siły zbrojne powinny stanowić wojska operacyjne oraz obrony terytorialnej. Przy czym komponent operacyjny to nowoczesne i stosunkowo nieliczne wojska zawodowe, wysoce mobilne. Drugim elementem byłyby powszechne, obywatelskie, ochotnicze lub z poboru, wojska obrony terytorialnej do stacjonarnej obrony kraju w razie agresji i pomocne chociażby podczas klęsk żywiołowych. Polski nie stać na silną zawodową armię. Jeśli taka powstanie, to z powodu braku pieniędzy malutka i Polski nie obroni. Biorąc powyższe pod uwagę, nie znajduję ugrupowania zdolnego zaakceptować moje poglądy. A tylko przez partie polityczne wiedzie droga do stanowisk w MON. Dziś w polskiej polityce obronnej nie ma zapotrzebowania na kogoś takiego jak Romuald Szeremietiew. Więc nie ma o czym mówić.

[b]RZ: Po śmierci żołnierza w Afganistanie gen. Waldemar Skrzypczak, dowódca Wojsk Lądowych, mówił w mediach, że gdyby wojsko miało potrzebne uzbrojenie, tej tragedii można byłoby zapobiec. Zarzucił też biurokracji MON powolność w zakupach i nabywanie nie tego sprzętu, który jest najpotrzebniejszy. Czy według pana generał postąpił słusznie, krytykując przełożonych?[/b]

[b]Romuald Szeremietiew:[/b] Na podstawie tego, co wiem, stwierdzam, że dowódca Wojsk Lądowych miał prawo, a nawet obowiązek, zabrać głos. W wojsku jednym z głównych obowiązków przełożonego jest dbanie o podwładnych. Okoliczności śmierci kpt. Ambrozińskiego wskazują, że dowódca nie mógł milczeć. Schematyczne i bezduszne stosowanie zasad cywilnej kontroli nad wojskiem, jak to się stało w przypadku gen. Skrzypczaka, uważam za działanie szkodliwe dla sił zbrojnych.

Pozostało 93% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!