[b]Do niedawna geneza wybuchu II wojny światowej była jasna. Dziś Rosjanie na nowo zdają się pisać historię.[/b]
[b]Janusz Kurtyka, prezes IPN:[/b] II wojna światowa wybuchła dlatego, że doszło do sojuszu Hitlera i Stalina – wedle badań historycznych nie ma co do tego wątpliwości. To truizm. Po dojściu Hitlera do władzy w 1933 r. Sowieci wytrwale zabiegali o powrót do współpracy wedle modelu porozumień lokarneńskich. Stalin od marca 1939 r. wysyłał Niemcom szczególnie mocne sygnały o swej gotowości do zawarcia układu, na co Hitler przystał, dążąc do tego, aby wojna z Polską miała charakter lokalny. Hitler zdecydował się na zaatakowanie najpierw Polski, gdy ta wiosną 1939 r. odmówiła przystąpienia do osi, czyli najpierw zabezpieczenia Niemcom tyłów przy okazji planowanego ataku na Francję, a po jej upadku współudziału w ataku na ZSRR. Przystąpienie Francji i Anglii do wojny 3 września 1939 r. przekreśliło rachuby Hitlera (i było sukcesem polskiego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka), a Stalinowi stwarzało od dawna wypracowywaną perspektywę wykrwawienia się państw Zachodu w wojnie "imperialistycznej" i w konsekwencji szansę na zajęcie przez Sowietów całej Europy. To dlatego Stalin w latach 1939 – 1941 był "najlepszym sojusznikiem Hitlera" (by użyć tytułu znanej książki Aleksandra Bregmana), wspierał jego kampanie olbrzymimi dostawami surowców i żywności, i z pewnością kontynuowałby tę politykę. Sojusz został zerwany nie przez Stalina, lecz przez Hitlera, który w grudniu 1940 r. nie zgodził się na danie Sowietom wolnej ręki na Bałkanach, w Azji i w cieśninach czarnomorskich: Bosfor i Dardanele, co miało być ceną za oficjalne przystąpienie Sowietów do sojuszu państw osi.
Związek Sowiecki w konsekwencji sojuszu z hitlerowskimi Niemcami z 23 sierpnia 1939 r. zerwał polsko-sowiecki pakt o nieagresji z 1932 r. i podjął działania wojenne w latach 1939 – 1940: zajął i przyłączył bezprawnie połowę terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, terytoria Litwy, Łotwy, Estonii, w wyniku agresji zbrojnej lub szantażu politycznego oderwał części terytoriów Finlandii i Rumunii. Teza, jakoby pakt Hitler-Stalin (Ribbentrop-Mołotow) z sierpnia 1939 r. miał na celu zyskanie przez Sowiety na czasie przed nieuchronną wojną z Niemcami, jest adresowanym do Anglosasów propagandowym wymysłem sowieckim z okresu po 22 czerwca 1941 r., kiedy po ataku Niemiec na ZSRR doszło do zawiązania koalicji antyniemieckiej.
[b]Rosja pokazała, że można używać historii instrumentalnie do prowadzenia polityki. Pan przestrzegał, że jeśli Polska nie będzie prowadzić własnej polityki historycznej, to nasze dzieje będą pisali inni.[/b]
Myśląc o współczesnej rosyjskiej polityce, nie można nie dostrzegać, że propagandowo wypreparowana historia jest w tej chwili bardzo ważnym spoiwem ideologii imperialnej. Tworzy się mit nieskazitelnej historii świętego imperium, nowoczesnego wcielenia "świętej Rusi". W związku z tym informacje o milionach ofiar Stalina, o tym, że detonatorem II wojny światowej był pakt Ribbentrop-Mołotow, o tym, że na rozkaz Moskwy komuniści w całej Europie przed 22 czerwca 1941 r. osłabiali opór przeciw Niemcom (sygnalnie przywołajmy tu Francję w 1940 i Jugosławię w 1941 r.), że Sowiety przez dwa z sześciu lat wojny były sojusznikami hitlerowskich Niemiec, nie pasują do tej niepokalanej wizji historii. Nie jest jednak tak, że wszyscy rosyjscy historycy dali się zaprząc do propagandowego rydwanu – prace tych uczciwych i profesjonalnych nie są dostrzegane przez reżyserów mitologii państwowej. Dominują propagandyści i funkcjonariusze oddelegowani "na odcinek historii". Historia obecnie stała się bardzo ważnym argumentem w rywalizacji politycznej między państwami o prestiż – a ten jest realnym elementem polityki międzynarodowej. Argumentacja historyczna odgrywa tutaj niebywale ważną rolę obok takich argumentów, jak rozwój cywilizacyjny czy atrakcyjność kulturowa. Argumentacja historyczna w tych przetargach może jednak często ocierać się o propagandę lub wręcz być jej narzędziem. W wypadku Rosji mamy najczęściej do czynienia wyłącznie z propagandą, która ma zamazać prawdę o Związku Sowieckim jako współsprawcy II wojny światowej. Miejmy nadzieję, iż oficjalne czynniki rosyjskie nie posuną się do wykorzystywania w prezentowaniu swego stanowiska konstrukcji wyłącznie propagandowych, oderwanych całkowicie od rzeczywistości historycznej. Np. pozostawią tylko głupiej propagandzie tezę o rzekomym tajnym protokole do polsko-niemieckiej deklaracji o nieagresji z 1934 r., którego konsekwencją miało być przygotowywanie niemiecko-polskiej wyprawy na Moskwę. Taki protokół nigdy nie istniał. W obiegu propagandowym pojawiła się natomiast sowiecka fałszywka, której publikację w prasie francuskiej w 1935 r. inspirowała tamtejsza rezydentura wywiadu sowieckiego (celem było osłabianie sojuszu polsko-francuskiego i wzmacnianie prosowieckiego zwrotu w polityce Francji) i która następnie została "przedrukowana" jako sensacja przez centralne gazety moskiewskie "Prawdę" i "Izwiesta", 20 kwietnia 1935 r. (w dzień urodzin Hitlera). Nieopatrznie przed kilku laty napisał o tej "operacji" z aprobatą rosyjski historyk Stanisław Morozow, autor wyjątkowo nierzetelnej książki o stosunkach polsko-czechosłowackich w latach 1933 – 1939. Tezy tej książki odnajdujemy dzisiaj w rewelacjach rosyjskich mediów i rosyjskich służb specjalnych. Naukową otoczkę buduje zaś Aleksandr Djukow, przedstawiany jako autor książki o pakcie Ribbentrop-Mołotow, sugerujący na poważnie istnienie tajnego protokołu polskoniemieckiego z 1934 r. To nie ma nic wspólnego z nauką, natomiast wszystko z propagandą i wiele ze scenariuszami kreowanymi przez rosyjskie służby. Budowanie oficjalnego rosyjskiego stanowiska państwowego na podstawie takich "dokumentów" i takich "argumentów" byłoby symptomem bardzo niebezpiecznego zjawiska.